Ledwie co zdążyłam wysiąść z auta, kiedy w drzwiach wejściowych stanął nieźle wkurzony Luke. Uważnie obserwował odjeżdżającego szarego Astona Martina, który ruszył z miejsca z piskiem opon, a chwilę później zniknął za zakrętem. Wtedy jego wzrok ponownie zatrzymał się na mnie. Przeszywał mnie nim na wylot. Jestem pewna, że gdyby to było możliwe, przeszukałby mnie doszczętnie w celu poznania wszystkich informacji na temat ostatniej nocy. Jako że nie był jednak w stanie tego zrobić, musiał wszystkiego dowiedzieć się z moich ust. A to oznaczało, że nie odpuści, dopóki nie dowie się tego, czego chce. Wiedziałam o tym, jak nikt inny.
Przed Luke'iem bezpieczniej było nic nie zatajać w takich sytuacjach, bo stawał się nieznośny. Najpierw próbował przez kilka dni się czegoś dowiedzieć, kiedy jednak jego natrętność nie osiągała zamierzonego efektu, zmieniał taktykę. Przestawał się odzywać, unikał jakiegokolwiek kontaktu. Był urażony, nie z tego powodu, że mu się nie udało niczego dowiedzieć, ale dlatego, że nie byłam z nim szczera. Uważał wtedy, że nie liczę się z nim, więc unikał mnie. Znikał z domu na całe dnie bez słowa odzewu. Kiedy jakimś cudem zastałam go w salonie, natychmiast wstawał i bez słowa się z niego ulatniał. Sprawiał, że czułam się sama, bez nikogo, do kogo mogłabym powiedzieć chociaż zwykłe "cześć". Przebywanie w pustym domu stawało się udręką, moim własnym więzieniem, w którym doświadczałam tego, co byłoby, gdyby naprawdę zniknął. To łamało mnie doskonale. Nie umiałam wytrzymać dłużej niż kilka dni. Raz tylko przez tydzień zawzięcie starałam się mu udowodnić, że już mnie to nie rusza, że tym razem się nie dam. On wiedział, że nie dam rady. I ja też to wiedziałam.
Kiedy w końcu dawałam za wygraną, wieczorem przygotowywałam nam po kubku ciepłego napoju, w moim przypadku była to tradycyjnie moja ulubiona orzechowa kawa, w jego - bawarka*. Przychodziłam wtedy pod jego pokój i pukałam, a kiedy słyszałam beznamiętne "Proszę.", otwierałam łokciem drzwi, stawiałam kubki na biurku i przysiadałam na brzegu łóżka, na którym leżał rozłożony. Ręce miał założone za głową, a wzrok skierowany centralnie w sufit imitujący gwieździste niebo. Pomalowała go mama, która obok zwykłej pracy imała się dodatkowo malarstwem. Pamiętam, jak na piąte urodziny dostałam od niej namalowany obrazek Kłapouchego. Do tej pory wisi u mnie w pokoju.
Po kilku minutach ciszy za każdym razem teatralnie wzdycha, przewraca oczami i pyta "Czego chcesz bezduszna istoto?". Odpowiadam mu wtedy, że przyniosłam bawarkę. To wystarczy, żeby się ożywił. Momentalnie świecą mu się oczy, a na twarzy maluje się dobrze skrywana radość. Wtedy podaję mu ją i w spokoju dopijamy co do ostatniej kropelki. Następnie Luke rozciąga palce, czemu towarzyszy ten charakterystyczny trzask, na co ja mimowolnie się krzywię. Na widok mojej miny zaczyna się śmiać i w tym momencie przestaje zgrywać, a ja mówię o wszystkim, co się stało.
Zawsze istniała też opcja, że o niczym się nie dowie, ale do tego trzeba by było umieć wszystko zamaskować, nie dać niczego po sobie poznać. Ja niestety nie zostałam obdarzona takim talentem przez matkę naturę.
Wiedziałam, że i tym razem już się nie wywinę. Ba, teraz to było niewykonalne. W końcu sam był świadkiem tego, jak wysiadam z jakiegoś obcego auta, które swoją drogą nie mogło mało kosztować. Poza tym patrząc na to, że nie mam znajomych poza Ashtonem, który takiego samochodu nie posiadał, dosyć dziwne było to, że przyjechałam z kimś, kogo nie zna. Coś mi się wydaje, że nie skończy się to bawarką za kilka dni...
- No słucham. - odezwał się ponownie, kiedy znaleźliśmy się już w domu.
- Byłam na imprezie z Ashtonem. Przecież sam mnie namawiałeś, żebym poszła... - zaczęłam, ale momentalnie mi przerwał.
- Tak? To czemu Ashton po dobrych dwóch godzinach dzwoni do mnie, że nigdzie nie może Cię znaleźć? Może się w tłumie zgubiłaś, co? - jego głos balansował na granicy krzyku, jednak ostatecznie pozostawał w obrębie jedynie podniesionego tonu.
- To nie tak... - ponownie podjęłam próbę wytłumaczenia, ale i tym razem nie było mi dane dokończyć.
- A ja myślę, że dokładnie tak. Znikasz bez słowa, zero rozmowy, zero SMS-ów, nawet mu tam głupiej kartki nie napisałaś. Wiesz jak on się czuł? Był strasznie przejęty, w końcu poszedł tam z tobą, poczuwał się za ciebie odpowiedzialny, obwiniał się o to. Ale to jeszcze nic. Całą noc na ciebie czekałem. Godzina po godzinie lecą jak zaczarowane, a ty się nie pojawiłaś. Nie zmrużyłem oka ani na chwilę, działałem już tylko dzięki półlitrowemu kubkowi kawy. Ale czekałem cały czas, myśląc, że może akurat za chwilę usłyszę skrzypnięcie drzwi. I nic. A ty jakby nigdy nic wracasz do domu nad ranem, a co najlepsze wysiadasz z jakiegoś samochodu. - był strasznie zdenerwowany. Jeszcze go takiego nie widziałam. To była ta chwila, kiedy myślami sprawdzałam szafki w kuchni w celu zlokalizowania melisy.
- Nie denerwuj się tak... - i w tym momencie po raz trzeci mi przerwał. Jak ja mam mu cokolwiek powiedzieć, kiedy nie dopuszcza mnie do głosu?
- Jak mam się nie denerwować? Czy do ciebie do jasnej nie dociera, że się martwię o ciebie? - wykrzyczał.
- Posłuchaj mnie w końcu! - podniosłam głos, by powstrzymać jego dalszą salwę wyrzutów. Umilkł, dalej jednak patrząc na mnie zdenerwowanym wzrokiem. - Było tak, że Ashton zauważył bardzo uroczą dziewczynę, więc kazałam mu do niej iść i zagadać. Kiedy poszli, zrobiło mi się słabo, więc poszłam na górę znaleźć jakiś cichy pokój. Byłam bardzo zmęczona, musiałam zasnąć. Obudził mnie jakiś chłopak i zaproponował,że mnie odwiezie do domu. To wszystko, przepraszam, że to tak wyszło. Uwierz mi, nie zrobiłam tego specjalnie, ale sam wiesz, jak reaguję na taką mieszankę dymu i alkoholu. Jeszcze raz przepraszam za zarwaną noc i za wszystkie nerwy. Wynagrodzę Ci to jakoś. - powiedziałam, starając się być jak najbardziej wiarygodną. W sumie to praktycznie wcale nie rozminęłam się z prawdą. Nie skłamałam, pominęłam tylko niektóre mniej istotne fakty... Na szczęście uwierzył, bo po chwili znalazłam się w jego ciepłych ramionach.
- Nigdy więcej mnie tak nie strasz, okay? - powiedział, łaskocząc moje ramię swoim ciepłym oddechem. Na to tylko mocniej ścisnęłam ręce. Kołysaliśmy się tak chwilę, po czym poczułam jak się odsuwa, utrzymując mnie na długości swoich ramion. - A co do wynagrodzenia, to co powiesz na bawarkę wieczorem przez dwa tygodnie? - wyszczerzył się na te słowa. To jest miłość, nie widzę innego wytłumaczenia na taką fascynację zwykłym napojem.
- Cztery dni. - zaczęłam się z nim targować.
- Półtorej tygodnia.
- Tydzień. I ani sekundy więcej. - ucięłam krótko.
- Niech ci będzie marudo. - zaśmiał się i puścił mnie.
Byłam bardzo zadowolona, że skończyło się to tak dobrze. Myślałam, że będzie gorzej. Ale co mu miałam powiedzieć? "Słuchaj, bo jakiś gościu zlecił moje porwanie i teraz jestem uzależniona od chłopaka, którego poznałam wczoraj przypadkiem. To nic takiego, możesz dać sobie z tym spokój."? Ta opcja odpada, nawet nie chcę myśleć, co by się wtedy działo.
Chciałam uwolnić się od wszystkich myśli, chciałam chociaż na chwilę o tym wszystkim zapomnieć. Byłam bardzo zmęczona, chciałam jak najszybciej się położyć i zasnąć. Przeskakując co dwa stopnie, pokonałam schody i znalazłam się na górze. Otworzyłam drzwi do mojego pokoju na oścież, po czym od razu rzuciłam się na łóżko, chowając głowę w miękkich poduszkach. To uczucie było cudowne. Tak bezkarnie leżeć mogłabym całe życie.
Nagle poczułam, jak łóżko się ugina. Przestraszona szybko zerwałam się do pionu.
- Irwin, przysięgam ci, zginiesz marnie. - powiedziałam srogo, kiedy zobaczyłam, kto był sprawcą mojego zawału.
- Coś mi się wydaje, że to ja teraz powinienem ci grozić. - odpowiedział. Zmierzyłam go dokładnie wzrokiem. Był zmarnowany. Podkrążone oczy, zmęczona twarz. Spod tego wymęczonego oblicza przebijał ten stary, zarezerwowany tylko dla niego szelmowski uśmiech, który rozpromieniał go nieco. Nie był zły tak, jak Luke. Był zatroskany. I to był dziwny widok. Odwzajemniłam jego uśmiech.
- Przepraszam, wtedy ja... - zaczęłam, ale mi przerwał. Czy ja dzisiaj będę mogła coś powiedzieć bez wtrąceń?
- Nie musisz mi się tłumaczyć - zaśmiał się. - Wy, Harvey'owie macie głośne dyskutowanie we krwi. Po prostu następnym razem idziesz z nami. - powiedział luźno.
- Pfff, no chyba nie. Wybacz mi, może i nie jestem staroświecka, ale w trójkąciki to ja nie wchodzę. - zareagowałam natychmiast. Ashton spojrzał na mnie pobłażliwie. Postanowiłam jednak to zignorować. - A właśnie, mów jak tam poszło? - ożywiłam się momentalnie.
- Jak poszło z czym? - spytał, udając zdziwionego.
- Nie tym razem Irwin, opowiadaj wszystko jak na spowiedzi. - powiedziałam, dodając sobie mocy przekonywania przymrużonymi oczami, które miały ucharakteryzować moją minę na wnikliwego detektywa.
- Liv, nie sądzę, żeby to było konieczne. - zaczął się wykręcać. Jego policzki zaszły się lekką czerwienią.
Czy ja dobrze widzę? Ashton się zaczerwienił! Czyli coś jest na rzeczy.
- To źle sądzisz. No mów jak było - przeciągałam błagalnie każdą sylabę, byleby tylko zlitował się w końcu i mi powiedział. - No przecież widzę, że ci się spodobała, inaczej byś nie zachodził teraz czerwienią. - podjęłam po jego braku odzewu.
- Liv, mogłabyś znaleźć kogoś innego do torturowania?
- Mogłabym, ale wybrałam ciebie. - wyszczerzyłam się do niego szeroko. - To chociaż powiedz mi jak ma na imię ta szczęściara?
- Blair... - powiedział powoli, jakby rozkoszując się tym imieniem. Jego wzrok powędrował pod sufit, a na usta wkradł się delikatny uśmiech. Odleciał, no po prostu odleciał.
- Ktoś tu się zakochał... - zachichotałam na widok tego, jak zdezorientowany z powrotem wraca ze stanu rozmarzenia. Nie zdążył jednak nic odpowiedzieć, bo powstrzymałam go gestem ręki. Z klatki schodowej dobiegał głośny odgłos kroków. - Pozwól na chwilę nie interweniować, dobrze? - spytałam, po czym nie czekając na jego odpowiedź, szybko schowałam się za otwartymi drzwiami. Chwilę później do pokoju wszedł Luke, rozglądając się po nim.
- Stary, widziałeś Liv..? - pytająco spojrzał na siedzącego w dalszym ciągu na moim łóżku Ashtona. Zanim zdążył się odwrócić, skoczyłam mu na plecy i chwyciłam się mocno nogami. Luke stracił równowagę i przewrócił się na podłogę, pociągając mnie za sobą.
- Co ty sobie wyobrażałeś? Jak mogłeś mi nie powiedzieć, że on też tu jest?? - zaczęłam obrzucać go zarzutami, siedząc na nim dalej, by nie mógł wstać. - A jakbym zaczęła się przebierać w coś luźniejszego do chodzenia po domu, a ten idiota dalej by tam cicho siedział? Też by ci było do śmiechu? - kontynuowałam mój atak. Ashton zwijał się ze śmiechu na moim łóżku, Luke też o mało co się nie zaszedł. On wiedział, że mój pokój nie jest pusty i nie uprzedził mnie, że mam tam "niechcianego gościa". Przecież gdyby doszło do tego, o czym powiedziałam przed chwilą, chyba zapadłabym się pod ziemię.
- Jak dla mnie możesz to zrobić nawet teraz - zdołał powiedzieć Ashton między salwami śmiechu. Spodziewałam się, że w tym momencie Luke jakoś zareaguje. W końcu był moim bratem i powinien jak każdy normalny brat w takiej chwili spoważnieć, spiorunować Irwina wzrokiem i spowodować tym samym tą niezręczną ciszę, kiedy nikt nie wiedziałby jak się odezwać. Owszem, zareagował. Ale nie tak jak się tego spodziewałam. W ciszy ze srogim wyrazem twarzy wstał, podszedł do niego, po czym rzucił się na łóżko wznawiając przerwany na chwilę śmiech. Leżeli tam obaj, a ja na ich widok załamywałam ręce.
- To tak się za mną wstawiasz? - spytałam podniesionym głosem. Nie miałam już na nich siły, nie wytrzymałam. Również zaczęłam się śmiać, po czym wgramoliłam się po miedzy nich i usiadłam na środku łóżka z podciągniętymi kolanami, opierając się o wezgłowie. Sięgnęłam po telefon, który leżał na szafce nocnej, po czym odblokowałam ekran, na którym pojawiła mi się jedna nieprzeczytana wiadomość od nieznanego numeru.
"To kiedy następny raz?"
Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym zapisałam numer w kontaktach i odpowiedziałam.
"Masz jakieś sugestie?"
Nie musiałam długo czekać na ponowne rozjaśnienie się wyświetlacza.
"Jeszcze nie wiesz na co mnie stać. Zobaczymy się niedługo, bądź gotowa"
***********************************************************
*bawarka - herbata z mlekiem
Cześć Wam.
Oto rozdział.
Taki sobie.
Miał być lepszy.
Cóż, nie wyszło.
Może ujdzie.
Zmienił się troszkę wygląd bohaterów.
Soł, zapraszam
Enjoy <3