- Smacznego. - zaśmiał się.
Tak, zaśmiał się. Poszłam. W sumie to idę. Z Ashtonem. Na kawę.
Zgodziłam się. Nie wiem jakim cudem. Może to przez fakt, że nie traktował mnie jak powietrze, że był dla mnie... Miły? Teraz mi głupio, że naskoczyłam na niego wcześniej. Byłam przygotowana na to, że będzie taki sam jak cała reszta. Rozczarował mnie. Pozytywnie.
- Dziękuję Ashton. To naprawdę miłe z twojej strony. - odpowiedziałam ze sztuczną uprzejmością.
- Ash. Wystarczy Ash. - uśmiechnął się do mnie.
- A więc Ash. Nawet nie wiesz co tracisz. - pomachałam mu kosmykiem przed twarzą.
- No nie powiem, wygląda bardzo apetycznie. - stwierdził niczym jakiś krytyk kulinarny, po czym oboje zaczęliśmy się zwijać ze śmiechu. Napięta atmosfera zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Nie wiedzieć kiedy oboje siedzieliśmy przy jednym ze stolików mojej ulubionej kawiarni. Chłopak poszedł w moje ślady i zamówił sobie gorącą czekoladę.
- Tak właściwie, to skąd jesteś? Jakoś nigdy Cię tu nie widziałam.
- Miałaś prawo. Przyleciałem z Irlandii kilka dni temu. - zachłysnęłam się na te słowa.
Widząc moją reakcję, zaczął się śmiać
- Co, zatkało kakao?
- Raczej gorąca czekolada. - poprawiłam go również się śmiejąc.
- No faktycznie. Punkt za spostrzegawczość. - dodał z uznaniem.
- To co takiego przywiało cię aż do Bath? - spytałam dalej bardzo zdziwiona.
- Moja matka zastępcza wyjechała do Szwajcarii robić zegarki czy coś tam, a że ja się jeszcze uczę, to zamiast mnie zabrać ze sobą, podrzuciła do swojej siostry. I tak oto wylądowałem tutaj. - odpowiedział swobodnie. Nie wspomniał nic o biologicznych rodzicach, ale nie wnikałam. W końcu to jego sprawa, ja nie muszę wszystkiego wiedzieć. Tak samo jak on nie musi wiedzieć wszystkiego o mnie. W każdym razie jeszcze nie teraz...
- Uczysz się jeszcze? A w której jesteś klasie, jeśli można spytać? - patrzyłam na niego z coraz większym zainteresowaniem wymalowanym na twarzy.
- Od września drugi rok w collage'u, kierunek ekonomia pani wielce ciekawska i to widać. - z każdym jego słowem mój wytrzeszcz robił się coraz większy.
- Nie.
- Co nie?
- Wybierasz się teraz do tutejszej szkoły? - co za głupie pytanie, przecież po to tu przyjechał. Brawo mi za spostrzegawczość.
- Tak...
- To jeszcze tylko mi powiedz, jak twoja ciocia ma na nazwisko?
- Cage. Liv, o co chodzi? - spytał zdezorientowany.
- Prześladujesz mnie. - nie wierzę...
- Przepraszam, co?! - no takiego stwierdzenia to z pewnością się nie spodziewał.
- Najpierw wierzba. Potem szkoła. Ba, ten sam rocznik, a co jeszcze lepsze moja ekonomia! A teraz mi jeszcze mówisz, że mieszkasz na moim osiedlu?!
No nieźle. Tego to się oboje nie spodziewaliśmy. Szok. Ogromny szok. Ashton będzie moim sąsiadem. Będziemy chodzić do tej samej klasy... No przecież takie rzeczy dzieją się tylko w filmach no!
Ashton zamilkł wpół słowa, jakby próbował połączyć te wszystkie fakty w jedną w miarę spójną całość. Nagle wyszczerzył te swoje białe zęby w szerokim uśmiechu.
- No za takie szczęście to trzeba koniecznie wznieść toast. A wiesz czym? Najlepiej tą najlepszą na świecie gorącą czekoladą. - powiedział i podniósł swój kubek. - No proszę cię Liv, przecież ja tu widzę same pozytywy!
Ma rację. On naprawdę ma rację, nawet nie wie jak bardzo.
W końcu nie wytrzymałam i na samą myśl o czekającym mnie roku szkolnym uśmiech sam powędrował na moje usta.
- Za nowego sąsiada? -spytałam ochoczo, unosząc swoją gorącą czekoladę.
- Za nową sąsiadkę. -przytaknął mi i puścił mi oczko.
Upiliśmy po łyku. Odstawił swój kubek i spojrzał na mnie badawczo.
- Gdzie podziała się ta nieśmiała Liv sprzed kilku minut?
- Kobieta zmienną jest, nieprawdaż?
- A wydawałaś się taka spokojna... - westchnął.
- Cicha woda brzegi rwie. - zaśmiałam się szczerze.
- Jak widać. - zawtórował mi.
Dlaczego pojawił się tutaj dopiero teraz??
Lepiej późno niż wcale.
Spojrzałam na zegarek. Szczęśliwi czasu nie liczą. Jak miło przekonać się o tym na własnej skórze.
- Wiesz Ash, ja już się będę powoli zbierać. - upiłam ostatni łyk mojej zimnej już gorącej czekolady i zaczęłam wstawać.
- I tak nadzwyczaj długo udało ci się ze mną wytrzymać. - zaśmiał się również wstając.
- Jak na razie nie dałeś mi powodu, żebym miała cię unikać. - powiedziałam rozbawiona.
- A co, gdybym powiedział ci, że mam x-ray'a w oczach? - spytał tajemniczo.
- Wtedy pewnie dostałbyś ode mnie w twarz i tak, unikałabym cię na kilometr... Ale nie masz prawda?? - spytałam z udawanym przejęciem
- Nie, niestety na razie muszę się obyć bez tego i korzystać z pomocy rączek. No chyba że któraś mnie wyręczy. - spojrzał na mnie znacząco.
- Jesteś zboczony.
- Ale uroczy. - poruszył śmiesznie brwiami.
- Ale na uroczy to musisz sobie jeszcze trochę zapracować. Skromności za to widzę aż za dużo. - zaśmiałam się.
- Ani trochę. - wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. Czy jego to nie boli?
- Ani trochę. - powiedział ponownie. No przecież słyszałam... Chwila, czy ja to powiedziałam na głos??
- I to również. - Serio? - Poza tym człowiek ma po to uszy, aby się śmiać od ucha do ucha. - dodał jeszcze szerzej się uśmiechając, o ile to w ogóle było możliwe.
- Widzę, że to porządne dotlenie zamiast pomagać, jeszcze bardziej szkodzi. Naprawdę będę już iść, muszę odpocząć. Mam nadzieję, że to przejdzie. - odpowiedziałam przez śmiech. Nie no, tego to jeszcze nie było, żebym nie rozróżniała myśli od rzeczywistości. Czy to dziwne? Dobra, to pozostawię bez odpowiedzi.
- Powinno. - rzucił z uśmiechem.
***
W końcu w domu. Czuję się, jakbym nie była tu wieki. Nic jednak nie trwa wiecznie, a już w szczególności w miłym towarzystwie czas leci nieubłaganie szybko. Ale z drugiej strony zostawianie takiego dziecka jak Luke samego w domu na dłużej może być ryzykowne.
Weszłam do kuchni. Pierwsze, co mi się rzuciło w oczy, to brudne naczynia z obiadu, które miał umyć.
Spokojnie Liv, nie denerwuj się, może miał coś ważnego do zrobienia. Tego nie wiesz. Tylko właściwie to gdzie on teraz jest?
Chodziłam od pokoju do pokoju, szukając jakichkolwiek śladów jego obecności. Było całkowicie cicho. Już miałam uznać, że pewnie gdzieś wyszedł, gdy nagle z salonu doszło mnie skrzypnięcie fotela. Cofnęłam się i podeszłam bliżej.
Spał.
I to jeszcze na moim fotelu. Co za bezczel! Czy wyście się z Ashtonem zmówili w odbieraniu mi mojej własności osobistej?! Ashowi odpuszczę, to było co innego, ale Luke...
Poza tym nie będzie mi tu spał. Skoro nie miał czasu posprzątać, to wylegiwać się również nie ma.
Nagle na ławie zaczął dzwonić budzik w jego telefonie. Szybko go chwyciłam i wyciszyłam.
"Umyj naczynia zanim zołza wróci"
Ja - zołza? Tak pogrywamy? Ja ci pokażę zołzę...
- Spadaj leszczu, to moje miejsce. A i tak jeszcze tylko wspomnę, że podobno niedługo ma wrócić jakaś zołza do domu, więc radziłabym ci umyć te naczynia jak najszybciej. - rzuciłam zgryźliwie.
Puścił mi mordercze spojrzenie, po czym wstał i bez słowa opuścił salon. Ja natomiast usatysfakcjonowana rozłożyłam się wygodniej. Po chwili usłyszałam stukanie talerzy. Tym razem to ja wygrałam i on o tym wie. Pofocha się trochę i zaraz mu przejdzie.
- El, pani Cage przyniosła nam sernik. Chcesz kawałek? - na te słowa od razu zaświeciły mi się oczy. Ciocia Ashtona robi cudowne ciasta. No a poza tym moim ulubionym miejscem na mieście zaraz po kawiarni jest cukiernia...
Tylko Luke mówił do mnie El. Czasami. Najczęściej kiedy był zbyt zmęczony, żeby wysilać się na Liv. Teraz widocznie był zbyt zmęczony na dłuższe udawanie obrazy majestatu. Cóż, lepiej dla mnie.
- A mógłbyś mi przynieść? - spytałam przesłodzonym głosikiem.
- Jasne. - zaśmiał się na moją prośbę.
Po kilku minutach szedł już w moim kierunku z małym talerzykiem w rękach. Zatrzymał się przede mną i zanim go podał, wziął i ugryzł kawałek ciastka.
- Ej, to miał być mój, ty mogłeś sobie wziąć inny. - powiedziałam z wyrzutem.
Spojrzał na mnie przenikliwie. Stał, nic nie mówiąc. Patrzyłam na niego, zastanawiając się na co czeka.
Nim się obejrzałam, a sernik, który przed chwilą trzymał w ręku, znajdował się na całej mojej twarzy.
- Ja wiem, że twój brat to istna sex-bomba i ciężko odwrócić wzrok, ale mogłabyś czasem pohamować te swoje brudne myśli. - rzucił z tym swoim szelmowskim uśmiechem.
- Nie przypisuj sobie za wiele, bo się w końcu przeliczysz. - odpowiedziałam w grymasie.
- Za to ty wyglądasz przesłodko. - parsknął śmiechem i wyszedł.
- Idiota. - mruknęłam na tyle głośno, żeby usłyszał. Przeciągnęłam palcem po policzku i zlizałam z niego pozostałości po tym idealnym prostokąciku, który jeszcze tak niedawno leżał spokojnie na talerzyku. - Ale sernik cudowny...
Hej hej!
Od razu przepraszam, że dodaję rozdziały tak późno, ale dopiero o tej porze wracam do domu, a wcześniej nie mam jak.
Z informacji, to jeszcze to, że następny rozdział pojawi się dopiero w niedzielę, gdyż iż gdyż przez siłę wyższą, którą jest moja wychowawczyni, idę na bal gimnazjalny i do domu wrócę dopiero po drugiej w nocy, więc siłą rzeczy to już będzie niedziela.
No i pozostaje pytanie, czy się do tego czasu wyrobię z napisaniem czegoś. Do tej pory miałam gotowce, teraz nie mam absolutnie nic. Mam nadzieję, że mi się uda.
Jak podobał wam się rozdział? Piszcie śmiało, jestem ciekawa jak bardzo go zwaliłam :D
Do niedzieli <3