piątek, 15 maja 2015

Rozdział 11

- Możesz mi powiedzieć gdzie byłaś?
Ledwie co zdążyłam wysiąść z auta, kiedy w drzwiach wejściowych stanął nieźle wkurzony Luke. Uważnie obserwował odjeżdżającego szarego Astona Martina, który ruszył z miejsca z piskiem opon, a chwilę później zniknął za zakrętem. Wtedy jego wzrok ponownie zatrzymał się na mnie. Przeszywał mnie nim na wylot. Jestem pewna, że gdyby to było możliwe, przeszukałby mnie doszczętnie w celu poznania wszystkich informacji na temat ostatniej nocy. Jako że nie był jednak w stanie tego zrobić, musiał wszystkiego dowiedzieć się z moich ust. A to oznaczało, że nie odpuści, dopóki nie dowie się tego, czego chce. Wiedziałam o tym, jak nikt inny.
Przed Luke'iem bezpieczniej było nic nie zatajać w takich sytuacjach, bo stawał się nieznośny. Najpierw próbował przez kilka dni się czegoś dowiedzieć, kiedy jednak jego natrętność nie osiągała zamierzonego efektu, zmieniał taktykę. Przestawał się odzywać, unikał jakiegokolwiek kontaktu. Był urażony, nie z tego powodu, że mu się nie udało niczego dowiedzieć, ale dlatego, że nie byłam z nim szczera. Uważał wtedy, że nie liczę się z nim, więc unikał mnie. Znikał z domu na całe dnie bez słowa odzewu. Kiedy jakimś cudem zastałam go w salonie, natychmiast wstawał i bez słowa się z niego ulatniał. Sprawiał, że czułam się sama, bez nikogo, do kogo mogłabym powiedzieć chociaż zwykłe "cześć". Przebywanie w pustym domu stawało się udręką, moim własnym więzieniem, w którym doświadczałam tego, co byłoby, gdyby naprawdę zniknął. To łamało mnie doskonale. Nie umiałam wytrzymać dłużej niż kilka dni. Raz tylko przez tydzień zawzięcie starałam się mu udowodnić, że już mnie to nie rusza, że tym razem się nie dam. On wiedział, że nie dam rady. I ja też to wiedziałam.

Kiedy w końcu dawałam za wygraną, wieczorem przygotowywałam nam po kubku ciepłego napoju, w moim przypadku była to tradycyjnie moja ulubiona orzechowa kawa, w jego - bawarka*. Przychodziłam wtedy pod jego pokój i pukałam, a kiedy słyszałam beznamiętne "Proszę.", otwierałam łokciem drzwi, stawiałam kubki na biurku i przysiadałam na brzegu łóżka, na którym leżał rozłożony. Ręce miał założone za głową, a wzrok skierowany centralnie w sufit imitujący gwieździste niebo. Pomalowała go mama, która obok zwykłej pracy imała się dodatkowo malarstwem. Pamiętam, jak na piąte urodziny dostałam od niej namalowany obrazek Kłapouchego. Do tej pory wisi u mnie w pokoju.
Po kilku minutach ciszy za każdym razem teatralnie wzdycha, przewraca oczami i  pyta "Czego chcesz bezduszna istoto?". Odpowiadam mu wtedy, że przyniosłam bawarkę. To wystarczy, żeby się ożywił. Momentalnie świecą mu się oczy, a na twarzy maluje się dobrze skrywana radość. Wtedy podaję mu ją i w spokoju dopijamy co do ostatniej kropelki. Następnie Luke rozciąga palce, czemu towarzyszy ten charakterystyczny trzask, na co ja mimowolnie się krzywię. Na widok mojej miny zaczyna się śmiać i w tym momencie przestaje zgrywać, a ja mówię o wszystkim, co się stało.
Zawsze istniała też opcja, że o niczym się nie dowie, ale do tego trzeba by było umieć wszystko zamaskować, nie dać niczego po sobie poznać. Ja niestety nie zostałam obdarzona takim talentem przez matkę naturę.
Wiedziałam, że i tym razem już się nie wywinę. Ba, teraz to było niewykonalne. W końcu sam był świadkiem tego, jak wysiadam z jakiegoś obcego auta, które swoją drogą nie mogło mało kosztować. Poza tym patrząc na to, że nie mam znajomych poza Ashtonem, który takiego samochodu nie posiadał, dosyć dziwne było to, że przyjechałam z kimś, kogo nie zna. Coś mi się wydaje, że nie skończy się to bawarką za kilka dni...
- No słucham. - odezwał się ponownie, kiedy znaleźliśmy się już w domu.
- Byłam na imprezie z Ashtonem. Przecież sam mnie namawiałeś, żebym poszła... - zaczęłam, ale momentalnie mi przerwał.
- Tak? To czemu Ashton po dobrych dwóch godzinach dzwoni do mnie, że nigdzie nie może Cię znaleźć? Może się w tłumie zgubiłaś, co? - jego głos balansował na granicy krzyku, jednak ostatecznie pozostawał w obrębie jedynie podniesionego tonu.
- To nie tak... - ponownie podjęłam próbę wytłumaczenia, ale i tym razem nie było mi dane dokończyć.
- A ja myślę, że dokładnie tak. Znikasz bez słowa, zero rozmowy, zero SMS-ów, nawet mu tam głupiej kartki nie napisałaś. Wiesz jak on się czuł? Był strasznie przejęty, w końcu poszedł tam z tobą, poczuwał się za ciebie odpowiedzialny, obwiniał się o to. Ale to jeszcze nic. Całą noc na ciebie czekałem. Godzina po godzinie lecą jak zaczarowane, a ty się nie pojawiłaś. Nie zmrużyłem oka ani na chwilę, działałem już tylko dzięki półlitrowemu kubkowi kawy. Ale czekałem cały czas, myśląc, że może akurat za chwilę usłyszę skrzypnięcie drzwi. I nic. A ty jakby nigdy nic wracasz do domu nad ranem, a co najlepsze wysiadasz z jakiegoś samochodu. - był strasznie zdenerwowany. Jeszcze go takiego nie widziałam. To była ta chwila, kiedy myślami sprawdzałam szafki w kuchni w celu zlokalizowania melisy.
- Nie denerwuj się tak... - i w tym momencie po raz trzeci mi przerwał. Jak ja mam mu cokolwiek powiedzieć, kiedy nie dopuszcza mnie do głosu?
- Jak mam się nie denerwować? Czy do ciebie do jasnej nie dociera, że się martwię o ciebie? - wykrzyczał.
- Posłuchaj mnie w końcu! - podniosłam głos, by powstrzymać jego dalszą salwę wyrzutów. Umilkł, dalej jednak patrząc na mnie zdenerwowanym wzrokiem. - Było tak, że Ashton zauważył bardzo uroczą dziewczynę, więc kazałam mu do niej iść i zagadać. Kiedy poszli, zrobiło mi się słabo, więc poszłam na górę znaleźć jakiś cichy pokój. Byłam bardzo zmęczona, musiałam zasnąć. Obudził mnie jakiś chłopak i zaproponował,że mnie odwiezie do domu. To wszystko, przepraszam, że to tak wyszło. Uwierz mi, nie zrobiłam tego specjalnie, ale sam wiesz, jak reaguję na taką mieszankę dymu i alkoholu. Jeszcze raz przepraszam za zarwaną noc i za wszystkie nerwy. Wynagrodzę Ci to jakoś. - powiedziałam, starając się być jak najbardziej wiarygodną. W sumie to praktycznie wcale nie rozminęłam się z prawdą. Nie skłamałam, pominęłam tylko niektóre mniej istotne fakty... Na szczęście uwierzył, bo po chwili znalazłam się w jego ciepłych ramionach.
- Nigdy więcej mnie tak nie strasz, okay? - powiedział, łaskocząc moje ramię swoim ciepłym oddechem. Na to tylko mocniej ścisnęłam ręce. Kołysaliśmy się tak chwilę, po czym poczułam jak się odsuwa, utrzymując mnie na długości swoich ramion. - A co do wynagrodzenia, to co powiesz na bawarkę wieczorem przez dwa tygodnie? - wyszczerzył się na te słowa. To jest miłość, nie widzę innego wytłumaczenia na taką fascynację zwykłym napojem.
- Cztery dni. - zaczęłam się z nim targować.
- Półtorej tygodnia.
- Tydzień. I ani sekundy więcej. - ucięłam krótko.
- Niech ci będzie marudo. - zaśmiał się i puścił mnie.
Byłam bardzo zadowolona, że skończyło się to tak dobrze. Myślałam, że będzie gorzej. Ale co mu miałam powiedzieć? "Słuchaj, bo jakiś gościu zlecił moje porwanie i teraz jestem uzależniona od chłopaka, którego poznałam wczoraj przypadkiem. To nic takiego, możesz dać sobie z tym spokój."? Ta opcja odpada, nawet nie chcę myśleć, co by się wtedy działo.
Chciałam uwolnić się od wszystkich myśli, chciałam chociaż na chwilę o tym wszystkim zapomnieć. Byłam bardzo zmęczona, chciałam jak najszybciej się położyć i zasnąć. Przeskakując co dwa stopnie, pokonałam schody i znalazłam się na górze. Otworzyłam drzwi do mojego pokoju na oścież, po czym od razu rzuciłam się na łóżko, chowając głowę w miękkich poduszkach. To uczucie było cudowne. Tak bezkarnie leżeć mogłabym całe życie.
Nagle poczułam, jak łóżko się ugina. Przestraszona szybko zerwałam się do pionu.
- Irwin, przysięgam ci, zginiesz marnie. - powiedziałam srogo, kiedy zobaczyłam, kto był sprawcą mojego zawału.
- Coś mi się wydaje, że to ja teraz powinienem ci grozić. - odpowiedział. Zmierzyłam go dokładnie wzrokiem. Był zmarnowany. Podkrążone oczy, zmęczona twarz. Spod tego wymęczonego oblicza przebijał ten stary, zarezerwowany tylko dla niego szelmowski uśmiech, który rozpromieniał go nieco. Nie był zły tak, jak Luke. Był zatroskany. I to był dziwny widok. Odwzajemniłam jego uśmiech.
- Przepraszam, wtedy ja... - zaczęłam, ale mi przerwał. Czy ja dzisiaj będę mogła coś powiedzieć bez wtrąceń?
- Nie musisz mi się tłumaczyć - zaśmiał się. - Wy, Harvey'owie macie głośne dyskutowanie we krwi. Po prostu następnym razem idziesz z nami. - powiedział luźno.
- Pfff, no chyba nie. Wybacz mi, może i nie jestem staroświecka, ale w trójkąciki to ja nie wchodzę. - zareagowałam natychmiast. Ashton spojrzał na mnie pobłażliwie. Postanowiłam jednak to zignorować. - A właśnie, mów jak tam poszło? - ożywiłam się momentalnie.
- Jak poszło z czym? - spytał, udając zdziwionego.
- Nie tym razem Irwin, opowiadaj wszystko jak na spowiedzi. - powiedziałam, dodając sobie mocy przekonywania przymrużonymi oczami, które miały ucharakteryzować moją minę na wnikliwego detektywa.
- Liv, nie sądzę, żeby to było konieczne. - zaczął się wykręcać. Jego policzki zaszły się lekką czerwienią.
Czy ja dobrze widzę? Ashton się zaczerwienił! Czyli coś jest na rzeczy.
- To źle sądzisz. No mów jak było - przeciągałam błagalnie każdą sylabę, byleby tylko zlitował się w końcu i mi powiedział. - No przecież widzę, że ci się spodobała, inaczej byś nie zachodził teraz czerwienią. - podjęłam po jego braku odzewu.
- Liv, mogłabyś znaleźć kogoś innego do torturowania?
- Mogłabym, ale wybrałam ciebie. - wyszczerzyłam się do niego szeroko. - To chociaż powiedz mi jak ma na imię ta szczęściara?
- Blair... - powiedział powoli, jakby rozkoszując się tym imieniem. Jego wzrok powędrował pod sufit, a na usta wkradł się delikatny uśmiech. Odleciał, no po prostu odleciał.
- Ktoś tu się zakochał... - zachichotałam na widok tego, jak zdezorientowany z powrotem wraca ze stanu rozmarzenia. Nie zdążył jednak nic odpowiedzieć, bo powstrzymałam go gestem ręki. Z klatki schodowej dobiegał głośny odgłos kroków. - Pozwól na chwilę nie interweniować, dobrze? - spytałam, po czym nie czekając na jego odpowiedź, szybko schowałam się za otwartymi drzwiami. Chwilę później do pokoju wszedł Luke, rozglądając się po nim.
- Stary, widziałeś Liv..? - pytająco spojrzał na siedzącego w dalszym ciągu na moim łóżku Ashtona. Zanim zdążył się odwrócić, skoczyłam mu na plecy i chwyciłam się mocno nogami. Luke stracił równowagę i przewrócił się na podłogę, pociągając mnie za sobą.
- Co ty sobie wyobrażałeś? Jak mogłeś mi nie powiedzieć, że on też tu jest?? - zaczęłam obrzucać go zarzutami, siedząc na nim dalej, by nie mógł wstać. - A jakbym zaczęła się przebierać w coś luźniejszego do chodzenia po domu, a ten idiota dalej by tam cicho siedział? Też by ci było do śmiechu? - kontynuowałam mój atak. Ashton zwijał się ze śmiechu na moim łóżku, Luke też o mało co się nie zaszedł. On wiedział, że mój pokój nie jest pusty i nie uprzedził mnie, że mam tam "niechcianego gościa". Przecież gdyby doszło do tego, o czym powiedziałam przed chwilą, chyba zapadłabym się pod ziemię.

- Jak dla mnie możesz to zrobić nawet teraz - zdołał powiedzieć Ashton między salwami śmiechu. Spodziewałam się, że w tym momencie Luke jakoś zareaguje. W końcu był moim bratem i powinien jak każdy normalny brat w takiej chwili spoważnieć, spiorunować Irwina wzrokiem i spowodować tym samym tą niezręczną ciszę, kiedy nikt nie wiedziałby jak się odezwać. Owszem, zareagował. Ale nie tak jak się tego spodziewałam. W ciszy ze srogim wyrazem twarzy wstał, podszedł do niego, po czym rzucił się na łóżko wznawiając przerwany na chwilę śmiech. Leżeli tam obaj, a ja na ich widok załamywałam ręce.
- To tak się za mną wstawiasz? - spytałam podniesionym głosem. Nie miałam już na nich siły, nie wytrzymałam. Również zaczęłam się śmiać, po czym wgramoliłam się po miedzy nich i usiadłam na środku łóżka z podciągniętymi kolanami, opierając się o wezgłowie. Sięgnęłam po telefon, który leżał na szafce nocnej, po czym odblokowałam ekran, na którym pojawiła mi się jedna nieprzeczytana wiadomość od nieznanego numeru.
"To kiedy następny raz?"
Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym zapisałam numer w kontaktach i odpowiedziałam.
"Masz jakieś sugestie?"
Nie musiałam długo czekać na ponowne rozjaśnienie się wyświetlacza.
"Jeszcze nie wiesz na co mnie stać. Zobaczymy się niedługo, bądź gotowa"


***********************************************************
*bawarka - herbata z mlekiem

Cześć Wam.
Oto rozdział.
Taki sobie. 
Miał być lepszy.
Cóż, nie wyszło.
Może ujdzie.
Zmienił się troszkę wygląd bohaterów.
Soł, zapraszam
Enjoy <3

niedziela, 3 maja 2015

Rozdział 10

W pomieszczeniu zapanowała cisza. Dokładnie analizowałam każdy szczegół, z którym mnie zaznajomił, łączyłam fakty. Ta cała sytuacja jest chora. Po prostu chora. Nie mam bladego pojęcia gdzie się znajduję. Siedzimy, a w zasadzie to on siedzi, a ja ciągle leżę, w jakimś pokoju. Jestem naznaczona. On też jest naznaczony. Ale skoro mnie do niego "przypisali", to wszystko zależy od jego decyzji. Skąd mam wiedzieć co teraz zrobi? Przecież jest dla mnie obcym człowiekiem, nie znam go, nie wiem do czego jest się w stanie posunąć. Ma dwie możliwości i żadna z nich nie napawa optymizmem...
- Jesteś na mnie skazana. - przerwał nasze milczenie.
- Masz jeszcze drugą opcję. - podniosłam się i odpowiedziałam, patrząc na niego poważnie. Chyba nie zrozumiał o co mi chodzi, bo spojrzał na mnie pytająco. - Przecież możesz odejść.
- Ale wtedy zginiesz...
- Wiem. Ale przynajmniej uwolnisz się od tego. - przerwałam mu. Domyślałam się, że wybierze to rozwiązanie. Kto by nie wybrał? Mógł osiągnąć wolność, mógł porzucić to okropne życie. Przecież nic nie tracił. Śmierć obcej osoby? Bez znaczenia. Komu by zależało na życiu szarej jednostki. Dobrze wiedziałam czym to dla mnie grozi. Ale o dziwo przyjęłam to ze stoickim spokojem. Wtedy ja też uwolniłabym się od problemów. Oboje byśmy na tym skorzystali. Co z Luke'iem? Dałby sobie radę, jest silny. Ashton? Znamy się dosyć niedługo, ma Blair, bez problemu ułoży sobie życie. A ja usunę się z ich życia na stałe, będzie im przez to lepiej.
- Chcesz mnie uczynić mordercą?! - spytał z oburzeniem. - Słuchaj, nie wiem jeszcze jak, ale oboje z tego wyjdziemy bez szwanku. Zostaliśmy "zeswatani", od tej pory jestem za ciebie odpowiedzialny. A ja nie jestem bezduszną maszyną do zabijania. Jestem człowiekiem i mam sumienie. Nie zostawię cię samej, to by była najgorsza decyzja, jaką w życiu podjąłem. Więc czy ci się to podoba czy nie, od tej pory trzymamy się razem.
Słuchałam tego z niemałym zdziwieniem. A więc jednak jeszcze nie zniknę. Dał mi dodatkowy czas na kontynuowanie tego bezsensownego życia. Choć podejrzewam, że już nigdy nie będzie ono takie same, jak dotychczas.
- Wiem, że nie jestem rewelacyjnym człowiekiem, ale... - zaczął, widząc mój brak reakcji, ale przerwałam mu, mocno go przytulając. Zaskoczony przerwał wpół słowa, oddając uścisk.
- Zdaję sobie sprawę, co właśnie zrobiłeś. Wyrzekłeś się wolności za cenę mojego życia, dziękuję. - wyszeptałam tylko. Czułam, że jestem mu coś winna. Kiedyś uważałam go za bezczelnego dupka, który nie widzi nic poza czubkiem swojego nosa. Kto by pomyślał, że to właśnie jego decyzji zawdzięczam życie.

***

- Kawy?
- A masz może orzechowe cappuccino?
- Dla ciebie zawsze.
Siedzieliśmy razem w salonie. Chłopak wyjaśnił mi, że po tym jak odpłynęłam, przewiózł mnie do siebie do domu. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że skoro jesteśmy od siebie zależni i mamy wspólnie spędzać trochę więcej czasu, to powinniśmy się lepiej poznać. W sumie nadal nie wiedzieliśmy czego możemy się po sobie spodziewać.
Po kilku minutach blondyn wrócił z dwoma dymiącymi kubkami. Postawił je na ławie i usiadł naprzeciwko mnie.
- Okoliczności naszego poznania nie były zbyt ciekawe. Może zaczniemy jeszcze raz? - zaproponował.
- Z przyjemnością. - odpowiedziałam, zakładając nogę na nogę. Niall momentalnie wstał i poszedł na drugi koniec pokoju, po czym otworzył drzwi i zniknął mi z pola widzenia. Byłam ciekawa tego, co kombinuje. Jego zachowanie było dla mnie jedną wielką zagadką.
Po chwili usłyszałam za sobą szczęknięcie klamki. Odwróciłam się i zobaczyłam blondyna, który rozglądał się przez chwilę po pomieszczeniu, po czym zatrzymał swój wzrok na mnie i z szerokim uśmiechem ruszył w moim kierunku.
- Przepraszam, można się dosiąść? Straszne tłumy w tej kawiarni. - spytał, na co rozbawiona pokiwałam głową.
- Może kawy? - zaproponowałam, podsuwając mu jeden z kubków.
- Nie odmówię. - uśmiechnął się szeroko. - Co taka piękna dama robi w kawiarni sama? - zaczął, na co oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Nikt mnie nie kocha, nikt mnie nie lubi, płaczę do pustych ścian zasłaniając twarz ręką... Ale żal. - westchnęłam teatralnie, na co ponownie po salonie rozeszła się salwa śmiechu.
- A czy szanowna imię zdradzić raczy? - kontynuował z dozą artyzmu. Co my tu, sztukę wystawiamy?
- Livianne, ale od ludzi niższego rzędu nie wymagam pełnej wersji. - odrzekłam z wyższością, na co on udając urażonego, fuknął tylko i odwrócił się do mnie bokiem. - No nie wierzę, obraził się. I co ja teraz zrobię?
Nie odpowiedział. No świetnie, uparty, nie ma co. Ale tak łatwo się nie dam. Bez słowa wstałam i ruszyłam do drzwi, z których kilkanaście minut temu przyszedł chłopak, mając ogromną nadzieję, że znajdę tam to, czego szukam. Otworzyłam drzwi i zapaliłam światło.
Kuchnia. Bingo.
Rozejrzałam się dookoła. Przeszukawszy szafki, znalazłam wszystko, czego szukałam i zabrałam się za omlet na bazie naleśników. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo głodna jestem. Ostatnim, co miałam w ustach, był szybki obiad w domu. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie. Już prawie siódma rano. Sobota. Nie było mnie w domu całą noc. Nic dziwnego, że skręca mnie od środka. Stojąc przy blacie, cały czas uważnie przysłuchiwałam się odgłosom z sąsiedniego pokoju, by wiedzieć, czy siedzący tam na razie Niall nie zamierza mnie nieoczekiwanie zaskoczyć. Nic jednak na to nie wskazywało. Zdjęłam z patelni gotowy omlet i posmarowałam go cienką warstwą dżemu, który znalazłam w lodówce, po czym zasiadłam przy wysepce na środku pomieszczenia i zabrałam się za jedzenie. Jak na zawołanie w drzwiach pojawił się blondyn. Spojrzał na mnie i uniósł pytająco brew.
- Nie zdążyliśmy się poznać, a ty już rządzisz się w mojej królewskiej kuchni. - bardziej stwierdził niż spytał.
- Porwałeś mnie na całą noc. Jesteś mi winien śniadanie. -odgryzłam się, po czym ponownie spuściłam wzrok na zawartość talerza, ignorując jego obecność tak, jak on jeszcze przed chwilą ignorował mnie. Chłopak tylko mruknął coś pod nosem i dosiadł się do mnie. Nie zareagowałam na to, tylko dalej spokojnie jadłam. Teraz to ty kombinuj jak z tego wybrnąć.
Niall poczekał cierpliwie aż skończyłam, po czym zwinął mi talerz z pod nosa, wstał i podszedł do marmurowego blatu odstawiając go na nim.
- Może jeszcze? Pewnie jesteś bardzo głodna po tak wyczerpującej nocy. - usłyszałam.
- Nie, dziękuję. Powinnam już wrócić do domu. Brat pewnie dostaje fioła, że do tej pory nie wróciłam do domu.
- W takim razie masz bardzo opiekuńczego brata. - uśmiechnął się, choć mogłabym przysiąc, że przez chwilę przebiegł przez niego smutek. Postanowiłam jednak nie pytać.
- Nie powiem, jest to pomocne, jak się jest takim pechowcem jak ja. Jeśli jeszcze nie wiesz, to po prostu uwielbiam wpadać w kłopoty, a wypadki to czysta rutyna.
- Musisz być ostrożniejsza, unikaj kłopotów.
- Ja nie szukam kłopotów. To one zwykle mnie znajdują.
Na te słowa zaśmiał się tylko, po czym chwycił jedno z jabłek leżących w koszu i odgryzł spory kawałek.
- W takim razie choć szczęściaro, odwiozę cię - rzucił, na co ja tylko prychnęłam i ruszyłam za nim. Prowadził mnie przez zdający się nie mieć końca labirynt pomieszczeń, każde z nich urządzone nowocześnie, ale z klasą. W normalnej sytuacji zachodziłabym w głowę skąd miał na to wszystko pieniądze, ale wiedząc, że się ściga, nie dziwiło mnie to specjalnie. W końcu zatrzymał się przed jednymi drzwiami i złapał za klamkę.
- Do wyboru, do koloru mała. - powiedział, po czym je otworzył.
Kiedy tylko weszłam, stanęłam jak wryta. Znajdowaliśmy się w ogromnym garażu, ba, to nie był garaż. To była hala wypełniona po brzegi luksusowymi samochodami. Ja rozumiem, że musi się czymś ścigać, ale aż dziesięć samochodów?
- Poznaj moje cudeńka. Oto Pagani - rozkosz dla oczu, Audi - mocne w zakrętach, Aston Martin - samochód Bonda, Mazda - model Hana z "Szybkich i Wściekłych", Honda - długi poślizg, idealna do driftu*, Bugatti - prędkość maksymalna według producentów to 420km/h, chociaż mi udało się z niego wyciągnąć 463, Mercedes - dobrze trzyma się drogi, Lamborghini - zwinne i zwrotne, Ferrari - klasa sama w sobie, w wersji kabriolet idealne dla relaksu, BMW - drapieżne, głośno warczy. Skoro znasz już wszystkie, teraz możesz wybrać, którym chcesz zaszpanować na osiedlu. - powiedział, po czym puścił mi oczko.
O matko.
On jeszcze tego nie wiedział, ale ja kocham samochody. Nikt o tym nie wie, nawet Luke. W domu zamykam się w pokoju i oglądam te wszystkie filmy, takie jak "Szybcy i Wściekli", "60 sekund" po to, by móc posłuchać tego pięknego warkotu, popatrzeć na ich cudowną jazdę. Co niedzielę do tego oglądam wyścigi Formuły 1. Mam hopla na punkcie motoryzacji, śmiało mogę powiedzieć, że jestem od niej uzależniona. Niall nawet nie zdawał sobie sprawy, co ja czułam w tej chwili.
- One są cudowne... - zdołałam jedynie wyszeptać. Podeszłam do nich i każdemu przyglądałam się z bliska z niemałym zachwytem. Miałam bardzo trudny wybór, nie umiałam się zdecydować. Po dłuższej chwili stanęłam obok srebrnego Astona.
- Samochód Bonda, niezły wybór. - powiedział z uznaniem, po czym podszedł do panelu w ścianie z klawiaturą cyfrową. Wystukał kod, po czym otworzył się miniaturowy sejf z kluczykami w środku. Wziął jeden z nich i  podszedł do mnie. - Chyba nie myślałaś, że będę je trzymał na wierzchu. - spytał, na co pokręciłam jedynie głową. Wsiedliśmy do środka. Niall otworzył schowek i wyciągnął z niego małego pilota. Wcisnął jeden z przycisków, na co brama zaczęła się automatycznie podnosić. Cała posesję, która jak przypuszczałam wcześniej po rozmachu pomieszczeń, była ogromna. Ze wszystkich stron otaczał ją gęsty las. Jedynie wąska uliczka dawała możliwość wydostania się z jej zasięgu. Skromnie mówiąc byłam pod wrażeniem.
 - A tymi pozostałymi dasz się przejechać? - spytałam, odwracając głowę w jego stronę.
- Jeśli chcesz... - odpowiedział, po czym ruszyliśmy z piskiem opon.

*************************************************************************
* drift - jazda bokiem przy zaciągniętym hamulcu ręcznym
Wszystkie modele samochodów znajdziecie w zakładce "Hala".

Gratuluję tym, którzy to czytają. Jesteście bardzo wyrozumiałymi i cierpliwymi osobami, skoro jakimś cudem tu jeszcze trafiliście.
Przyznam się, że brakowało mi pisania, a ten rozdział pisało mi się wyjątkowo dobrze, patrząc na to, że gdy siadłam do pisania nie miałam na niego żadnego pomysłu. To czy wyszedł dobrze możecie ocenić sami poniżej :)
Dziękuję za tyle wejść, to jest dla mnie szok, że one mimo tej długiej przerwy ciągle przybywały i to w takich ilościach.
Dziękuję też za wsparcie i motywację, której otrzymałam naprawdę dużo, bo bardzo pomogły.
Mam nadzieję, że was nie zawiodłam tym rozdziałem.
Nie lubię tego robić, ale tym razem proszę o komentarze, nie ważne czy z anonima czy nie, byle jedno słowo. Chciałabym wiedzieć, czy ktoś tu jeszcze został. Z góry dziękuję, to bardzo dla mnie ważne.
Następny rozdział pojawi się za tydzień, góra dwa, odchodzę od dodawania co sobotę, bo z doświadczenia wiem, że to prawie nierealne.
Do następnego aniołki <3