niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział 13

Jechaliśmy w miarę spokojnie. Drzewa za szybą uciekały niczym gonione wiatrem. Ale to nie one, tylko my mknęliśmy wśród nocy, zostawiając wszystko daleko za sobą. Jedynie gwiazdy dorównywały nam kroku. Tak jakby ścigały się z nami w pogoni za księżycem, który rozpraszał ciemność nocy swoim srebrnym blaskiem. Z radia leciały powolne nuty jakiejś starej piosenki. Było nawet przyjemnie. Nie mówiliśmy za wiele. W zasadzie to jechaliśmy w kompletnym milczeniu, ale nie przeszkadzało mi to zbytnio. Siedziałam z głową opartą o szybę i wpatrywałam się w niebo. Czułam się zupełnie jak jeszcze kilka minut temu na moim parapecie. Z tą jedną różnicą, że nie byłam sama.
Siedział obok mnie. Słyszałam jego spokojny oddech. Siedział wyprostowany z wzrokiem skierowanym na drogę, choć kątem oka zauważyłam, że od czasu do czasu zatrzymuje go również na mnie. Wtedy na jego ustach ląduje delikatny uśmiech i z powrotem powraca do poprzedniej pozycji. Jego rozwiane włosy pozostawały w artystycznym nieładzie. Co chwilę podnosił rękę i przeczesywał je palcami, jakby bał się, że nie są już tak idealnie nieidealne.Wtedy to ja uśmiechałam się pod nosem. On chyba nawet nie zdawał sobie sprawy, że to robił tak często.
- Nie przeszkadza ci ta muzyka? - usłyszałam jego głos przerywający moje rozmyślania.
- Nie - uśmiechnęłam się delikatnie. - choć nie powiedziałabym na pierwszy rzut oka, że taka osoba jak ty będzie słuchała takiej muzyki. - powiedziałam, na co się zaśmiał.
- Taka osoba jak ja czyli jaka? - spytał chytrze.
- No wiesz... - zaczęłam, czując jak krew napływa mi do policzków. - Przepraszam, nie powinnam nikogo powierzchownie oceniać, zapomnijmy o tym, dobrze? - wybrnęłam, chcąc ocalić resztki godności.
Nie odpowiedział mi, ale pokręcił tylko z nutką niedowierzania głową, ciągle śmiejąc się pod nosem. Szybko odwróciłam głowę, chcąc maksymalnie ograniczyć nasz kontakt. Jedyne co udało mi się tym osiągnąć, to jego jeszcze głośniejszy śmiech.
- Urocza jesteś jak się tak peszysz. - stwierdził, na co ja oczywiście jeszcze bardziej poczerwieniałam. - Daj spokój, i tak się przede mną nie schowasz Liv - podjął, widząc moją reakcję. Spojrzałam na niego wilkiem, ale ten zdążył już ponownie wpatrzyć się w widok przed sobą.
- Raczyłbyś mnie uświadomić dokąd jedziemy? - spytałam po kilku minutach ciszy przerywanej jedynie lecącą wciąż muzyką i przyjemnym szumem opon.
- Jesteśmy już blisko, trzeba zrobić dobre wejście - mrugnął do mnie, po czym przełożył jedną dłoń na drążek, puścił pedał gazu, mocno i zdecydowanie wcisnął sprzęgło, przerzucił na siódmy bieg, zwolnił sprzęgło i ponownie przycisnął gaz. Zrobił to szybko i płynnie, czemu towarzyszył charakterystyczny dźwięk przełożenia. Teraz zmienił sposób jazdy. Wskazówka prędkościomierza jednostajnie przesuwała się w prawą stronę, obrotomierz nie pozostawał dłużny. 4000 obrotów dawało o sobie znać drapieżnym rykiem silnika. Mimo tego, że jechaliśmy w granicach 190 km/h,nie czuło się tej prędkości. Jedyne, co potwierdzało nieomylność wskazówki był rozmazany obraz w szybach. Poruszaliśmy się po opustoszałej obwodnicy prześcigając czas. Brak innych samochodów na drodze sprawiał, że mimowolnie czułam się pewniej, choć gdzieś tam wiedziałam, że nic się nie stanie. Dla niego taka prędkość to zaledwie spacerek, to było jasne. Mimo wszystko czułam jak skoczył mi poziom adrenaliny. Zawsze z podziwem i utęsknieniem oglądałam te wszystkie filmy, gdzie piękne i piekielne samochody mkną ciemną nocą przecinając powietrze. Teraz sama mogłam tego doświadczyć.
Przyjemność z jazdy nie mogła jednak trwać wieczne. W pewnym momencie Niall zwolnił - co nie oznacza, że jechał wolno - i skręcił w jedną z uliczek odchodzących na stare lotnisko, które od wielu lat pozostawało zamknięte. Ciekawiło mnie dlaczego akurat to miejsce wybrał. Jednak po pokonaniu kilkuset zawiłych metrów otrzymałam odpowiedź. Przed nami ukazały się setki samochodów, część z nich ustawiona była wzdłuż linii wytyczając granice toru, inne ustawione były grupami. Biły od nich łuny neonowych diod umieszczonych pod podwoziami, od których bił jaskrawy blask, przy okazji odbijając się na błyszczącym lakierze pokrywającym sąsiadujące modele. Część z nich miała podniesione maski, przy których stali właściciele rozmawiając ze sobą, oraz dziewczyny, które pochylone nad silnikiem, polerowały ścierkami odsłonięte elementy. Miejsce to już na pierwszy rzut oka świeciło ogromnymi pieniędzmi. Wszechobecny negliż sprawił iż poczułam się bardzo nieswojo. Te wszystkie dziewczyny okryte w zasadzie skrawkami ubrań przechadzały się bajeranckim krokiem po padoku. Nie wiem jakim cudem utrzymywały się na nogach. Nie byłam w stanie dopatrzyć się ani jednej, która nie dodała sobie minimum dziesięciu centymetrów. Jak na ironię, o ile ubrania miały skrajnie skąpe, na twarzy każdej z nich widniała ogromna warstwa makijażu. Ilość nałożonej na ciało sztucznej opalenizny miała im chyba zapewnić ochronę przed chłodem nocy. A była już niemal północ.
Chłopak pokierował swoje białe Audi na lewą granicę, mijając przy tym wszystkie zgromadzone tutaj samochody i ustawił się na odosobnieniu w mroku cienia rzucanego przez gęste drzewa rosnące przy lotnisku. Zgasił silnik, po czym odwrócił się w moją stronę.
- Nie wyglądasz na jakąś szczególnie zaskoczoną. - stwierdził trochę zdziwiony z nutką zawodu, ale i podziwu w głosie.
- Bo nie jestem - rzuciłam tylko i wysiadłam z samochodu. Niall również wyszedł, okrążył auto i w jednej sekundzie znalazł się centralnie przede mną.
- Zdajesz sobie sprawę z tego gdzie jesteśmy? - zapytał. Kiwnęłam tylko twierdząco głową, na co ten podjął. - Czyli wiesz jak to wszystko wygląda. Wystarczy, że będziesz zgrywała zimną i niedostępną i trzymała się mnie. - dopowiedział z błyskiem w oku.
Ruszyliśmy w stronę centrum lotniska. On w swojej skórzanej kurtce, którą wyciągnął z samochodu, ja w mojej luźnej koszulce. Mimo tego nie było mi chłodno. Sam widok tych wszystkich półnagich dziewczyn sprawiał, że robiło mi się trzy razy cieplej. I choć wiedziałam, że będę się bardzo wyróżniać, nie upodobniłabym się do nich ani na chwilę, nawet gdybym miała taką możliwość. Poza tym przywykłam już do tego, że jestem inna. Tym razem jednak zamiast ignorancji spotkało mnie wręcz niekomfortowe zainteresowanie. Każdy, kogo mijałam zatrzymywał na mnie nachalnie wzrok. Jedni byli zdziwieni, inni patrzyli z zaciekawieniem. Zdarzały się osoby, które na mój widok prychały z pogardą. Kilka razy miałam również dziwne wrażenie, że zawieszony na mnie wzrok zszarpałby ze mnie ubranie, gdyby tylko miał taką możliwość. Oczywiście większość tych ludzi to byli faceci... Starałam się jednak utrzymywać wizerunek, który nakazał mi przybrać Niall i nie zwracać na nich większej uwagi. Szłam z nim niemal ramię w ramię pewnym krokiem z podniesioną głową i wysuniętym delikatnie podbródkiem, zimnym spojrzeniem i zarozumiałością wypisaną na twarzy. Poczułam się znacznie pewniej. Muszę to jeszcze kiedyś koniecznie wykorzystać.
Kilka minut później kluczyliśmy już między samochodami, kierując się w stronę toru. Niall, ujrzawszy kogoś w tłumie, uśmiechnął się zadowolony, chwycił mnie za rękę i energicznie ruszył w jego kierunku, ciągnąc mnie za sobą.
- Hazza, stary, miło cię widzieć. - powiedział do wysokiego chłopaka w jego wieku. Miał długie kręcone włosy i nagie ramiona pokryte labiryntem tatuaży. Jak większość osób w tym miejscu. Przywitali się energicznie, po czym wzrok bruneta skierował się na mnie.
- No no no Horan, a kogo my tu mamy? Niezła z niej laska. - mruknął, w dalszym ciągu lustrując mnie wzrokiem. Zauważyłam, że Niall gwałtownie się spiął. Widząc to, chłopak parsknął śmiechem. - Spokojnie Horan, bo jeszcze ci żyłka pęknie. Za grzeczna jak na mój gust. - dodał rozbawiony.
- Liv, to jest... - zaczął blondyn, jednak jego znajomy mu przerwał.
- Chyba umiem się przedstawić, nie? - spytał sarkastycznie, po czym zwrócił się do mnie. - Harry, ale możesz po prostu Hazza, wszyscy tak do mnie mówią. - powiedział, mrugając porozumiewawczo, po czym wyciągnął do mnie rękę. Uśmiechał się przy tym serdecznie, co wywołało pojawienie się kilku uroczych zagłębień na jego twarzy.
- Livianne, miło mi. - podjęłam, ściskając jego dłoń.
- Taaak, zdecydowanie jak na mnie za grzeczna. - zaśmiał się, na co stojący w dalszym ciągu obok mnie Niall obrzucił go gromiącym spojrzeniem. - Ale chyba nie przyszliście tu po to, by słuchać o moich upodobaniach. Kogo dzisiaj obstawiasz poza swoją dziewczyną? - podjął po chwili. Słysząc to, tym razem to ja parsknęłam śmiechem. Dziewczyną, nie w tym życiu.
- Hamuj Styles. Nie tym razem, dzisiaj obstawiamy tylko widownię. Załatw nam jakąś porządną maskę. - powiedział Niall do Harry'ego, na co ten odwrócił się do stojącego obok chłopaka i powiedział mu coś na ucho, po czym ponownie zwrócił się w naszym kierunku. - Mówisz i masz. Trzeci sektor, srebrne Porsche. Rey was zaprowadzi.
Po chwili pojawił się rzeczony chłopak, który zaprowadził nas we wskazane miejsce. Tak jak powiedział Harry, znaleźliśmy się koło srebrnego auta. Miejsce to było na ostatnim zakręcie, skąd idealnie widać było metę, jak również pozostałe fragmenty toru. Niall oparł się o maskę, po czym powiedział, żebym zrobiła to samo.
- To tak według ciebie spędza się prawdziwy piątkowy wieczór? - spytałam, nawiązując do tego, o czym zapewniał mnie przed domem. W duszy byłam zachwycone, jednak nie dawałam tego po sobie poznać. Dalej zgrywałam tę oschłą.
- Oj już nie udawaj, przecież i tak wiem, że ci się to podoba. - spojrzał na mnie pewny siebie.
- Skąd ten pomysł? - nie odpuszczałam, choć trochę podłamał moją stanowczość.
- Twoja mina, kiedy zobaczyłaś halę. Ten wzrok pełen pasji, kiedy przechodziłaś obok każdego z nich. To wręcz błagalne pytanie, czy dam się przejechać wszystkimi... To było bardziej niż łatwe do stwierdzenia, że kręcą cię te tematy. A utwierdziłaś mnie w tym dzisiaj. Nie każda dziewczyna siedzi spokojnie z błyszczącymi z radości oczami w pędzącym dwieście na godzinę samochodzie po nocy z obcym kolesiem za kierownicą. Proszę cię, nawet jeśli próbowałaś to jakoś ukryć, to muszę cię rozczarować, nie udało ci się. - podsumował, patrząc z satysfakcją jak z każdym jego słowem mina mi rzednie, a pewność ulatuje niczym dym z papierosa. Rozgryzł mnie.
- No dobra, tu jest idealnie! - niemal krzyknęłam, uwalniając całą moją radość i podekscytowanie.
- Ufff, strzelałem. - odetchnął z ulgą, teatralnie ocierając czoło, na co dostał łokciem w bok.
Siedzieliśmy i rozmawialiśmy, wymieniając nasze uwagi dotyczące poszczególnych samochodów od strony technicznej, jak również i wizualnej. W większości przypadków mieliśmy podobne zdanie, choć kilka razy nasze racje się rozbiegały, a każde z nas uparcie broniło swojego zdania. Kilka minut później na linii startu ustawiło się czterech ochotników, którzy już za chwilę mieli sprawdzić się na torze. Przed nimi ustawił się Harry, który pokrótce wyjaśnił zasady, co było prawdopodobnie zbędne, po czym podszedł kolejno do każdego, zbierając od kierowców po zwiniętej rolce banknotów. Teraz już rozumiałam o co chodziło mu wtedy z obstawianiem. Jest bukmacherem, przyjmuje zakłady.
- Jak myślisz, o ile jadą? - spytałam z zaciekawieniem przyglądając się całemu procederowi.
- Oni? Co najwyżej po patyku od łebka. To niższa klasa. Przy moim Audi ich tempo to zaledwie spacerek. - powiedział z nutą wyższości w głosie.
Przewróciłam na to jedynie oczami i cierpliwie wyczekiwałam na start. Obstawiliśmy z chłopakiem naszych faworytów. Po chwili na środek wyszła starterka. Podniosła ręce do góry i rozpoczęła odliczanie. W tym momencie rozpoczęła się walka silników, które przekrzykiwały się jeden przez drugi, warcząc przy każdym najmniejszym dociśnięciu gazu. Wraz z końcem odliczania, dziewczyna opuściła dłonie do ziemi i jak na zawołanie stojące na starcie samochody ruszyły w szaleńczą pogoń. Z wielką pasją uważnie śledziłam ich drogę. Kiedy wpadli w ostatni zakręt, przy którym siedzieliśmy, poczułam mocne uderzenie powietrza, któremu towarzyszył głośny ryk dobywający się spod czterech masek. Następnie wyjechali na ostatnią prostą prowadzącą do mety. Jechali dosyć równo, jednak model wytypowany przeze mnie na kilku końcowych metrach wysunął się nieznacznie, czym zarobił sobie pięć patyków.
- Hah, mówiłam ci, że ten twój gruchot nie ma z nim szans! - krzyknęłam, zeskakując na asfalt.
- Może to ty powinnaś zostać bukmacherem, co? - spytał z grymasem i również zszedł z maski. Trochę go rozumiałam. W końcu siedział w tej branży już jakiś czas, a przegrał zakład ze zwykłą dziewczyną. Przez chwilę zrobiło mi się go trochę szkoda...
Przez chwilę.
- Choć, muszę coś załatwić. - przerwał moje zamyślenie, przywracając mnie na ziemię. Skinęłam głową i ruszyłam za nim.
Tym razem szliśmy o wiele dłużej. W końcu zatrzymaliśmy się przed jakimś budynkiem. Po miejscu, w którym się znajdowaliśmy wywnioskowałam, że służył kiedyś jako biuro bądź coś podobnego związanego z administracją i obsługą lotniska. Wtedy Niall odwrócił się i mocno złapał mnie za rękę.
- Poczekaj tu, za chwilę wrócę. Nigdzie się stąd nie ruszaj, i staraj się nie rzucać w oczy.
- To będzie trudne w tych ubraniach... -wymruczałam pod nosem, ale widząc jego poważne spojrzenie, westchnęłam tylko i potwierdziłam, że zrozumiałam.
Ciekawiło mnie to, po co tam poszedł. Widziałam, że za drzwiami stało dwóch ochroniarzy, którzy przepuścili go dopiero wtedy, kiedy pokazał im jakiś kwit wyciągnięty z wewnętrznej kieszeni jego skórzanej kurtki. Potem drzwi się zatrzasnęły i więcej nie widziałam już nic. Stanęłam pod ścianą i oparłam się o nią plecami, rozglądając się dookoła. W pewnej chwili dostrzegłam jakąś zakapturzoną postać, która zmierzała w stronę tego budynku. Szybko zerwałam się i schowałam za rogiem tak, by być dla niego niewidoczną. W końcu miałam się nie rzucać w oczy, więc chyba lepiej będzie jeśli mnie nie dostrzeże.
Podejrzany typ szybko pokonał dystans i już po chwili znalazł się za drzwiami. Odetchnęłam z ulgą. Nie zauważył mnie. Mimo wszystko pozostałam w tym samym miejscu, w razie gdyby nagle się rozmyślił i wyszedł. I tym razem nie dane mi było dużo czasu na wytchnienie. Niecałe dwie, może trzy minuty po jego wejściu rozległ się głuchy huk, wytracony trochę przez masywne mury budynku. Zdezorientowana i jednocześnie przestraszona, momentalnie przylgnęłam do ściany, chcąc możliwie jak najbardziej wtopić się w tło. Obawiałam się jednak, że zdradzi mnie hałas z klatki piersiowej. Bicie mojego serca było niemal jak echo wystrzału, który musiał mieć miejsce w jednych z pomieszczeń na piętrze. I właśnie w tym momencie dotarło do mnie, że w środku jest Niall.
Kolejny już zastrzyk adrenaliny spowodował, że mimo drżących nóg i łomoczącego serca wychyliłam się zza rogu. W tej samej chwili drzwi gwałtownie się otworzyły i ze środka jak strzała wypadł blondyn. Spostrzegł mnie, chwycił za rękę i zaczął biec w stronę samochodu, ciągnąc mnie za sobą. Zdyszana ledwie nadążałam podnosić nogi. To był ten moment, kiedy dziękowałam sobie w myślach, że wzięłam płaskie buty. Po drodze dopadliśmy jeszcze Harry'ego, któremu Niall pośpiesznie powiedział kilka słów do ucha, by nikt więcej nie mógł dowiedzieć się o co chodzi, po czym podjął przerwany bieg, nieomal mnie przy tym nie przewracając. Kiedy już znaleźliśmy się przy samochodzie, kazał mi natychmiastowo wsiąść, a gdy to zrobiłam, zapalił silnik i szybko opuścił teren lotniska.

*******************************************
Ta dam!
Kto jak zwykle wszystko zawalił? Ja :)))
Trzy tygodnie. Tyle mnie tu nie było. To wręcz tragiczne. Choć z drugiej strony nie tylko ja kończę rok i wgle. Aktywność czytelników również spadła, ale to o tej porze zrozumiałe. Pewnie gdybym nawet dodała dwa tygodnie temu, to nikt by tego nie przeczytał z braku czasu.
Wiele razy próbowałam coś napisać, już siadałam do komputera, ale momentalnie nie umiałam niczego ubrać w słowa. Ba, ja nawet nie wiedziałam jak się nazywam. W czwartek podjęłam się po raz kolejny i wiecie co to przyniosło? Przez cztery godziny siedziałam non stop i napisałam tylko to do pierwszego krótkiego dialogu. W takich chwilach odechciewa się żyć :))
I w takiej też chwili pojawiła się Agnes, która ratuje wszystko. Bardzo dziękuję aniołku, gdyby nie ty, to tego rozdziału pewnie nie byłoby do tej pory. Sam pomysł na rozdział również przyszedł mi dzięki Tobie, więc nietaktem byłoby nie zadedykować Ci tego rozdziału, co właśnie czynię. Wiem, że może ten strzał to jeszcze w zasadzie jedno wielkie "wtf", ale w następnym rozdziale się trochę rozjaśni :D
Po kolejnych sześciu godzinach pisania powstało to. Wena magicznie wróciła i czerpałam największą przyjemność z pisania jak do tej pory. Co automatycznie przekłada się na długość rozdziału, który jest jak do tej pory najdłuższy. Ale tak to jest, jak pisze się o czymś, co się kocha ^^
Pojawiły się dwa nowe wpisy w bohaterach. ;)
Mam nadzieję, że wyszło znośnie.
Enjoy <3

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Rozdział 12

Ten tydzień minął mi dosyć zwyczajnie. Ta sama rutyna, która miała mi towarzyszyć do końca roku szkolnego. Rano pobudka, szybkie zebranie się, potem do szkoły. Na lekcjach byle być obecną ciałem i jako tako kontaktować, myśli odbiegają w nieznane, czasami zupełnie się wyłączając. Po kilku godzinach męczarni powrót do domu, odrobienie lekcji i tępe siedzenie na łóżku do momentu, kiedy postanawiam dać sobie spokój i odpływam.
Ten dzień zapowiadał się dokładnie tak samo. Piątek. Większość osób cieszyłaby się z tego, że to już ostatni dzień przed weekendem. W końcu to piątek, po południu zaczyna się względna wolność. Ludzie hucznie oblewają miniony tydzień. Ulice miasta pustoszeją, bo jak standardowy plan życia zakłada, każdy odhacza w tym momencie klub lub jakąś prywatkę. Po co? Niektórzy idą się zabawić, inni widzą w tym swój sposób na odreagowanie stresu, który kumulował się od poniedziałku. Są i tacy, którzy nie lecąc w kulki, wolą się ostro nabzdryngolić* i na kacu przejechać przez następny dzień. Tyle możliwości, żyć nie umierać... Cóż, ja nie podzielam tego entuzjazmu.
Minął tydzień. Tydzień od tego feralnego porwania. Tydzień od kiedy go widziałam.
Od tamtego dnia nie napisał do mnie ani razu. Żadnej wiadomości, żadnego znaku życia. Mimo iż miałam jego numer, postanowiłam się nie wychylać. Może chce zapomnieć, może znalazł jakiś sposób i nas z tego wyplątał. I uciekł od tego chorego "biznesu". Nie wiem tylko, czy ja też chciałam o tym wszystkim ot tak zapomnieć.
Ślady na ręce dalej były świeże. Cięcia musiały być bardzo głębokie, bo po zasklepieniu pozostały grube i wyraźne blizny, które prawdopodobnie nie zejdą mi do końca życia. Nie chowałam ich jakoś specjalnie w szkole. Nikt i tak nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi. Tylko kiedy wracałam do domu, zakładałam bluzę, by Luke się nie zorientował. Wiecznie tak nie pociągnę, ale dopóki skóra nie zagoi się na tyle, żeby mocne zaczerwienienia zeszły do poziomu bladości, nie mam większego wyboru.
Do pierwszego dzwonka pozostało jeszcze jakieś czterdzieści minut. Siedziałam pod ścianą z książką w ręku, czekając na rozpoczęcie się lekcji. Po drugiej stronie korytarza na wprost mnie znajdowało się duże okno skierowane na wschód, dzięki czemu poranne promienie słońca idealnie oświetlały mi zapisane ciekawą treścią strony. Nie było wielkiego ruchu, w zasadzie na tym korytarzu nie widziałam jeszcze nikogo. Co się dziwić, w końcu pozostało jeszcze dużo czasu. Lubiłam przychodzić tak wcześnie. Skoro i tak jestem na nogach od piątej, czasem piątej trzydzieści, to nie widzę sensu siedzieć w domu z wzrokiem wpatrzonym w tarczę zegara, który żmudnie przesuwa swoje wskazówki, by doczekać się idealnej pory na wyjście z domu. Chyba największą zaletą wczesnego przychodzenia do szkoły jest to, że mogę sobie usiąść, zatopić w swoich myślach. To miejsce staje się wtedy takie inne. Nie ma krzyków czy wrzasków co energiczniejszych uczniów, nie ma szumu nieustających rozmów, które na każdej kolejnej przerwie uświadamiają mi to, że nie mam się do kogo odezwać. Nie ma ciągłego stukania obcasami o podłogę, które z każdym krokiem wybijają pusty marsz obwieszczający wszystkim, że mają pochylić głowy, bo idą dziewczyny, które dodały sobie trzynaście centymetrów wzrostu, więc należy je szanować. Jest cicho, spokojnie...
Na czytaniu mijały mi kolejne minuty, słowo po słowie, strona za stroną, rozdział za rozdziałem. Zatraciłam się w treści, nie zważając na otoczenie. W pewnej chwili po otwartych stronach przebiegł czyjś cień, odcinając na moment dopływ jasnego światła. Westchnęłam cicho i kontynuowałam czytanie. Po chwili jednak dałam za wygraną i podniosłam wzrok znad zadrukowanych kartek, by dowiedzieć się, do kogo należał ów czarny naśladowca.
To był on. 
Doszedł właśnie do końca korytarza i zakręcił, by po chwili zniknąć za ścianą w kolejnej odnodze szkolnego labiryntu. Zanim jednak to się stało, obejrzał się w moją stronę. Widząc, że na niego patrzę, uśmiechnął się tylko zawadiacko i zginął za rogiem. Moja mina w tej chwili musiała być naprawdę bezcenna. Byłam w lekkim szoku. On tu był. Był w tej samej szkole co ja. Ale w końcu byłam naocznym i nie tylko świadkiem tego, jak wychodził z sekretariatu, pewnie zanosił papiery, żeby go przyjęli na jeden z oddziałów. Poznał mnie, ba, on się do mnie uśmiechnął. I to już nie chodzi nawet o to, że ten uśmiech był taki... Taki zniewalający, co tu dużo mówić. Najdziwniejsze jest to, że był on przeznaczony dla mnie i jestem tego pewna, bo jak tylko straciłam go z zasięgu wzroku, to obejrzałam się, czy aby za mną nie znajdował się ktoś inny. Dla mnie. Tej szarej myszy wiecznie przez wszystkich pomijanej. Tej nic nieznaczącej jednostki. Tym jednym skromnym gestem niejako przyznał się do mnie. Czułam się nietypowo. Inaczej niż zwykle. Niezwykle.
Powoli otrząsnęłam się i kręcąc głową z niedowierzaniem ponownie zajęłam się książką. Nie zdążyłam jednak dokończyć pierwszego akapitu, kiedy to znowu ciemność spowiła kartki. Tym razem jednak nie zniknęła po chwili, ale utrzymywała się cały czas w tym samym miejscu. Z lekka zirytowana westchnęłam ciężko i spojrzałam wilkiem na osobę, która raczyła mi przerwać. Widząc śmiejącego się pod nosem Ashtona, przewróciłam oczami i wysiliłam się na sztuczny uśmiech.
- Zasłaniasz mi światło człowieku, odejdź co łaska. - powiedziałam, na co on jeszcze bardziej się zaśmiał.
- Żywisz się energią słoneczną, że tak ci jest potrzebne? - skontrował. Niech ktoś mi powie, czy on jest normalny? Parsknęłam śmiechem i podjęłam przerwaną mi czynność.
- Idiota. - mruknęłam pod nosem, jednak chłopak miał nad wyraz dobry słuch, bo w jednej chwili moje ręce trzymały powietrze. Zdezorientowana spojrzałam na Irwina, który trzymał moją książkę.
- Tak się wita swojego najlepszego przyjaciela? - spytał z udawanym oburzeniem. Puściłam tę uwagę mimo uszu i szybko poderwałam się z miejsca, żeby odzyskać swoją zgubę. Wyciągnęłam rękę, by zabrać przedmiot z rąk Ashtona, jednak ten okręcił się w drugą stronę blokując mi do niej dostęp. Spróbowałam z drugiej strony, jednak on skutecznie powstrzymał moje zamiary. Kilka kolejnych podejść również zakończyło się moją porażką.
- Nie wiedziałam, że najlepszy przyjaciel powinien doprowadzać mnie do szału z samego rana. - fuknęłam w jego stronę. Chłopak odwrócił się do mnie i wyszczerzył szeroko.
- Och, od tego właśnie są najlepsi przyjaciele złotko. - powiedział, a ja poczułam jak powoli puszczają mi nerwy.
- Irwin... - zaczęłam podniesionym głosem, ale mi przerwał.
- Po nazwisku to po pysku, nie słyszałaś o tym? - usłyszałam i zbita z tropu spojrzałam na niego pytająco. - Spokojnie, spokojnie. Ja, Ashton Irwin, jestem światowej klasy dżentelmenem i jak na dżentelmena przystało, na kobiety ręki nie podnoszę. - powiedział dumnie.
- Jakiś ty honorowy. Wolałabym dostać "po pysku" niż słuchać tego biadolenia. - odparłam.
- Ktoś tu jest chyba nie w sosie. - stwierdził zdegustowanym tonem.
- Ciekawa jestem dlaczego... - mruknęłam, na co on chwycił mnie mocno i zaczął tapirować mi włosy na głowie. Próbowałam się wyrwać, ale jego uchwyt był za silny, więc moje szarpanie nie dawało żadnego efektu. Spróbowałam łaskotek. Te akurat podziałały od razu. Chłopak zaczął się wywijać i zwolnił uchwyt, dzięki czemu mogłam się uwolnić. Wyciągnęłam telefon i przejrzałam się w zgaszonym wyświetlaczu. - Ashton... - jęknęłam, widząc jedno wielkie siano na głowie. W tym samym momencie zadzwonił dzwonek na lekcje.
- Znając życie, pewnie teraz pójdziesz do łazienki się ogarnąć. Chociaż mi się tam taka wersja podoba bardziej. No cóż, twój wybór. Bądź spokojna, zajmę ci miejsce. - puścił mi oczko i zniknął za drzwiami do jednej z klas. W tym jednym miał rację, teraz najważniejsza jest szczotka do włosów i jakakolwiek gładka powierzchnia odbijająca obraz. Kiedy już znalazłam się w łazience, spojrzałam w lustro i głośno westchnęłam.
- Ech, to będzie bolało.

***

Lekcje minęły mi dość szybko. Może to dlatego, że pewien człowiek, który jak sam twierdzi, udzielił mi zaszczytu dzielenia z nim ławki, jest kompletnym idiotą. Ale koniec końców mimo iż bywa irytujący, lubię go coraz bardziej. Przegadaliśmy cały dzień. Zauważyłam, że ludzie dziwnie się na nas patrzyli. Wcześniej nie zwróciłam na to uwagi, ale teraz przypominam sobie, że wtedy na korytarzu również obdarzano nas licznymi spojrzeniami. Podejrzewam, że większość, jeśli nie wszyscy po prostu dziwili się, że tak popularny w szkole chłopak jak Ashton, zadaje się z takim zerem jak ja. No cóż, lekko ich wmurowało.
Teraz siedziałam na parapecie przy otwartym oknie i wpatrywałam się w gwiazdy. Zegarek wskazywał 23.16, ale ja nie byłam zmęczona. Obserwowanie nocnego nieba przynosiło mi wielką przyjemność. Lekkie podmuchy chłodnego wiatru były takie uspokajające. Mogłabym tak przesiedzieć całą noc.
W pewnej chwili usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Nie wiedziałam, kto i w jakim celu miałby pisać do mnie o tej porze. Sięgnęłam ręką po leżący obok mnie telefon i odblokowałam wyświetlacz. Trochę zdziwiło mnie to, kto był nadawcą tej wiadomości.
pisz?"

Byłam bardzo ciekawa o co może mu chodzić o tej porze. W końcu skoro widział mnie w szkole, mógł podejść i porozmawiać ze mną wtedy o normalnej porze.
"Nie"
Odpisałam i już miałam odłożyć telefon, kiedy dostałam odpowiedź. Szybki jest.
"A jesteś zmęczona?"
Zaskoczył mnie tym pytaniem. To chyba logiczne, że ludzie o tej porze są raczej zmęczeni. Nie wiem, czy to kwestia wyczucia, czy strzał w ciemno, ale jakimś cudem pewnie znał odpowiedź, skoro zadał tak nielogiczne pytanie.
"Nie"
Tym razem już nie odkładałam telefonu. Cierpliwie wpatrywałam się w ekran, czekając na odpowiedź rozwiewającą moje wątpliwości. Nie trwało to długo.
"Wyjrzyj przez okno"
Od razu skierowałam swój wzrok na zewnątrz.
Stał tam. Patrzył się na mnie z tym swoim zawadiackim uśmiechem. Zdjął swoje okulary przeciwsłoneczne i spojrzał na mnie. Swoją drogą jaki sens widział w noszeniu ich o tej porze?
- Skoro nie śpisz i nie jesteś zmęczona, to może dasz się namówić na mały wypad? Taka nasza mała "tygodnica" Pokażę Ci jak naprawdę spędza się piątkową noc. - zaproponował. W głowie od razu pojawiły mi się wspomnienia ostatniej imprezy. Wszystkie te wydarzenia były takie świeże, choć z drugiej strony minęło już tyle czasu...
- Tak zazwyczaj wyrywasz dziewczynę z domu? Stając pod jej oknem i stawiając w zasadzie prze faktem dokonanym? Bardzo.. hmm, oryginalne. - odpowiedziałam. Zaśmiał się na te słowa.
- Ja przynajmniej jestem oryginalny. To jak, idziesz? - spytał. Po krótkiej chwili namysłu zdecydowałam.
- Za pięć minut przed domem. - rzuciłam, po czym zamknęłam okno i przebrałam się z piżamy w leżące na fotelu czarne rurki i luźną koszulkę. Upewniwszy się, że Luke śpi, wyszłam z domu i zamknęłam drzwi kluczem, po czym odwróciłam się w kierunku ulicy. Przed domem stało białe Audi. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- A więc dzisiaj stawiasz na mocne w zakrętach.**

**************************************************************

*upić się (gwara roztoczańska, jako że ja też jestem z Roztocza ^^)
** Odniesienie do opisów z 10 rozdziału

Trochę spóźniony, ale jest w ramach prezentu na dzień dziecka. Mam nadzieję, że nie wyszedł najgorzej, choć jest to wielce prawdopodobne, bo nie miałam na niego większego pomysłu. Dajcie znać co sądzicie :)
Pojawiła się zakładka "Mój drugi blog". Zaczęłam pisać drugą historię na Wattpadzie. I żeby nie było niedomówień, to nie jest tak, że teraz pisanie tutaj zarzucam lub skupiam się na nim mniej. Tam rozdziały są bardzo krótkie. Mam na nie pomysł i wcielam go w życie, a napisanie tam rozdziału zajmuje mi jakieś 10 minut, w przeciwieństwie do tych, które piszę po kilka godzin. Opowiadanie nazywa się "Sen nocy mrocznej", jest już dodany prolog i dwa rozdziały, oczywiście każdego bardzo zapraszam :)
Ze mnie na dziś to chyba tyle. Do następnego <3