poniedziałek, 1 czerwca 2015

Rozdział 12

Ten tydzień minął mi dosyć zwyczajnie. Ta sama rutyna, która miała mi towarzyszyć do końca roku szkolnego. Rano pobudka, szybkie zebranie się, potem do szkoły. Na lekcjach byle być obecną ciałem i jako tako kontaktować, myśli odbiegają w nieznane, czasami zupełnie się wyłączając. Po kilku godzinach męczarni powrót do domu, odrobienie lekcji i tępe siedzenie na łóżku do momentu, kiedy postanawiam dać sobie spokój i odpływam.
Ten dzień zapowiadał się dokładnie tak samo. Piątek. Większość osób cieszyłaby się z tego, że to już ostatni dzień przed weekendem. W końcu to piątek, po południu zaczyna się względna wolność. Ludzie hucznie oblewają miniony tydzień. Ulice miasta pustoszeją, bo jak standardowy plan życia zakłada, każdy odhacza w tym momencie klub lub jakąś prywatkę. Po co? Niektórzy idą się zabawić, inni widzą w tym swój sposób na odreagowanie stresu, który kumulował się od poniedziałku. Są i tacy, którzy nie lecąc w kulki, wolą się ostro nabzdryngolić* i na kacu przejechać przez następny dzień. Tyle możliwości, żyć nie umierać... Cóż, ja nie podzielam tego entuzjazmu.
Minął tydzień. Tydzień od tego feralnego porwania. Tydzień od kiedy go widziałam.
Od tamtego dnia nie napisał do mnie ani razu. Żadnej wiadomości, żadnego znaku życia. Mimo iż miałam jego numer, postanowiłam się nie wychylać. Może chce zapomnieć, może znalazł jakiś sposób i nas z tego wyplątał. I uciekł od tego chorego "biznesu". Nie wiem tylko, czy ja też chciałam o tym wszystkim ot tak zapomnieć.
Ślady na ręce dalej były świeże. Cięcia musiały być bardzo głębokie, bo po zasklepieniu pozostały grube i wyraźne blizny, które prawdopodobnie nie zejdą mi do końca życia. Nie chowałam ich jakoś specjalnie w szkole. Nikt i tak nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi. Tylko kiedy wracałam do domu, zakładałam bluzę, by Luke się nie zorientował. Wiecznie tak nie pociągnę, ale dopóki skóra nie zagoi się na tyle, żeby mocne zaczerwienienia zeszły do poziomu bladości, nie mam większego wyboru.
Do pierwszego dzwonka pozostało jeszcze jakieś czterdzieści minut. Siedziałam pod ścianą z książką w ręku, czekając na rozpoczęcie się lekcji. Po drugiej stronie korytarza na wprost mnie znajdowało się duże okno skierowane na wschód, dzięki czemu poranne promienie słońca idealnie oświetlały mi zapisane ciekawą treścią strony. Nie było wielkiego ruchu, w zasadzie na tym korytarzu nie widziałam jeszcze nikogo. Co się dziwić, w końcu pozostało jeszcze dużo czasu. Lubiłam przychodzić tak wcześnie. Skoro i tak jestem na nogach od piątej, czasem piątej trzydzieści, to nie widzę sensu siedzieć w domu z wzrokiem wpatrzonym w tarczę zegara, który żmudnie przesuwa swoje wskazówki, by doczekać się idealnej pory na wyjście z domu. Chyba największą zaletą wczesnego przychodzenia do szkoły jest to, że mogę sobie usiąść, zatopić w swoich myślach. To miejsce staje się wtedy takie inne. Nie ma krzyków czy wrzasków co energiczniejszych uczniów, nie ma szumu nieustających rozmów, które na każdej kolejnej przerwie uświadamiają mi to, że nie mam się do kogo odezwać. Nie ma ciągłego stukania obcasami o podłogę, które z każdym krokiem wybijają pusty marsz obwieszczający wszystkim, że mają pochylić głowy, bo idą dziewczyny, które dodały sobie trzynaście centymetrów wzrostu, więc należy je szanować. Jest cicho, spokojnie...
Na czytaniu mijały mi kolejne minuty, słowo po słowie, strona za stroną, rozdział za rozdziałem. Zatraciłam się w treści, nie zważając na otoczenie. W pewnej chwili po otwartych stronach przebiegł czyjś cień, odcinając na moment dopływ jasnego światła. Westchnęłam cicho i kontynuowałam czytanie. Po chwili jednak dałam za wygraną i podniosłam wzrok znad zadrukowanych kartek, by dowiedzieć się, do kogo należał ów czarny naśladowca.
To był on. 
Doszedł właśnie do końca korytarza i zakręcił, by po chwili zniknąć za ścianą w kolejnej odnodze szkolnego labiryntu. Zanim jednak to się stało, obejrzał się w moją stronę. Widząc, że na niego patrzę, uśmiechnął się tylko zawadiacko i zginął za rogiem. Moja mina w tej chwili musiała być naprawdę bezcenna. Byłam w lekkim szoku. On tu był. Był w tej samej szkole co ja. Ale w końcu byłam naocznym i nie tylko świadkiem tego, jak wychodził z sekretariatu, pewnie zanosił papiery, żeby go przyjęli na jeden z oddziałów. Poznał mnie, ba, on się do mnie uśmiechnął. I to już nie chodzi nawet o to, że ten uśmiech był taki... Taki zniewalający, co tu dużo mówić. Najdziwniejsze jest to, że był on przeznaczony dla mnie i jestem tego pewna, bo jak tylko straciłam go z zasięgu wzroku, to obejrzałam się, czy aby za mną nie znajdował się ktoś inny. Dla mnie. Tej szarej myszy wiecznie przez wszystkich pomijanej. Tej nic nieznaczącej jednostki. Tym jednym skromnym gestem niejako przyznał się do mnie. Czułam się nietypowo. Inaczej niż zwykle. Niezwykle.
Powoli otrząsnęłam się i kręcąc głową z niedowierzaniem ponownie zajęłam się książką. Nie zdążyłam jednak dokończyć pierwszego akapitu, kiedy to znowu ciemność spowiła kartki. Tym razem jednak nie zniknęła po chwili, ale utrzymywała się cały czas w tym samym miejscu. Z lekka zirytowana westchnęłam ciężko i spojrzałam wilkiem na osobę, która raczyła mi przerwać. Widząc śmiejącego się pod nosem Ashtona, przewróciłam oczami i wysiliłam się na sztuczny uśmiech.
- Zasłaniasz mi światło człowieku, odejdź co łaska. - powiedziałam, na co on jeszcze bardziej się zaśmiał.
- Żywisz się energią słoneczną, że tak ci jest potrzebne? - skontrował. Niech ktoś mi powie, czy on jest normalny? Parsknęłam śmiechem i podjęłam przerwaną mi czynność.
- Idiota. - mruknęłam pod nosem, jednak chłopak miał nad wyraz dobry słuch, bo w jednej chwili moje ręce trzymały powietrze. Zdezorientowana spojrzałam na Irwina, który trzymał moją książkę.
- Tak się wita swojego najlepszego przyjaciela? - spytał z udawanym oburzeniem. Puściłam tę uwagę mimo uszu i szybko poderwałam się z miejsca, żeby odzyskać swoją zgubę. Wyciągnęłam rękę, by zabrać przedmiot z rąk Ashtona, jednak ten okręcił się w drugą stronę blokując mi do niej dostęp. Spróbowałam z drugiej strony, jednak on skutecznie powstrzymał moje zamiary. Kilka kolejnych podejść również zakończyło się moją porażką.
- Nie wiedziałam, że najlepszy przyjaciel powinien doprowadzać mnie do szału z samego rana. - fuknęłam w jego stronę. Chłopak odwrócił się do mnie i wyszczerzył szeroko.
- Och, od tego właśnie są najlepsi przyjaciele złotko. - powiedział, a ja poczułam jak powoli puszczają mi nerwy.
- Irwin... - zaczęłam podniesionym głosem, ale mi przerwał.
- Po nazwisku to po pysku, nie słyszałaś o tym? - usłyszałam i zbita z tropu spojrzałam na niego pytająco. - Spokojnie, spokojnie. Ja, Ashton Irwin, jestem światowej klasy dżentelmenem i jak na dżentelmena przystało, na kobiety ręki nie podnoszę. - powiedział dumnie.
- Jakiś ty honorowy. Wolałabym dostać "po pysku" niż słuchać tego biadolenia. - odparłam.
- Ktoś tu jest chyba nie w sosie. - stwierdził zdegustowanym tonem.
- Ciekawa jestem dlaczego... - mruknęłam, na co on chwycił mnie mocno i zaczął tapirować mi włosy na głowie. Próbowałam się wyrwać, ale jego uchwyt był za silny, więc moje szarpanie nie dawało żadnego efektu. Spróbowałam łaskotek. Te akurat podziałały od razu. Chłopak zaczął się wywijać i zwolnił uchwyt, dzięki czemu mogłam się uwolnić. Wyciągnęłam telefon i przejrzałam się w zgaszonym wyświetlaczu. - Ashton... - jęknęłam, widząc jedno wielkie siano na głowie. W tym samym momencie zadzwonił dzwonek na lekcje.
- Znając życie, pewnie teraz pójdziesz do łazienki się ogarnąć. Chociaż mi się tam taka wersja podoba bardziej. No cóż, twój wybór. Bądź spokojna, zajmę ci miejsce. - puścił mi oczko i zniknął za drzwiami do jednej z klas. W tym jednym miał rację, teraz najważniejsza jest szczotka do włosów i jakakolwiek gładka powierzchnia odbijająca obraz. Kiedy już znalazłam się w łazience, spojrzałam w lustro i głośno westchnęłam.
- Ech, to będzie bolało.

***

Lekcje minęły mi dość szybko. Może to dlatego, że pewien człowiek, który jak sam twierdzi, udzielił mi zaszczytu dzielenia z nim ławki, jest kompletnym idiotą. Ale koniec końców mimo iż bywa irytujący, lubię go coraz bardziej. Przegadaliśmy cały dzień. Zauważyłam, że ludzie dziwnie się na nas patrzyli. Wcześniej nie zwróciłam na to uwagi, ale teraz przypominam sobie, że wtedy na korytarzu również obdarzano nas licznymi spojrzeniami. Podejrzewam, że większość, jeśli nie wszyscy po prostu dziwili się, że tak popularny w szkole chłopak jak Ashton, zadaje się z takim zerem jak ja. No cóż, lekko ich wmurowało.
Teraz siedziałam na parapecie przy otwartym oknie i wpatrywałam się w gwiazdy. Zegarek wskazywał 23.16, ale ja nie byłam zmęczona. Obserwowanie nocnego nieba przynosiło mi wielką przyjemność. Lekkie podmuchy chłodnego wiatru były takie uspokajające. Mogłabym tak przesiedzieć całą noc.
W pewnej chwili usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Nie wiedziałam, kto i w jakim celu miałby pisać do mnie o tej porze. Sięgnęłam ręką po leżący obok mnie telefon i odblokowałam wyświetlacz. Trochę zdziwiło mnie to, kto był nadawcą tej wiadomości.
pisz?"

Byłam bardzo ciekawa o co może mu chodzić o tej porze. W końcu skoro widział mnie w szkole, mógł podejść i porozmawiać ze mną wtedy o normalnej porze.
"Nie"
Odpisałam i już miałam odłożyć telefon, kiedy dostałam odpowiedź. Szybki jest.
"A jesteś zmęczona?"
Zaskoczył mnie tym pytaniem. To chyba logiczne, że ludzie o tej porze są raczej zmęczeni. Nie wiem, czy to kwestia wyczucia, czy strzał w ciemno, ale jakimś cudem pewnie znał odpowiedź, skoro zadał tak nielogiczne pytanie.
"Nie"
Tym razem już nie odkładałam telefonu. Cierpliwie wpatrywałam się w ekran, czekając na odpowiedź rozwiewającą moje wątpliwości. Nie trwało to długo.
"Wyjrzyj przez okno"
Od razu skierowałam swój wzrok na zewnątrz.
Stał tam. Patrzył się na mnie z tym swoim zawadiackim uśmiechem. Zdjął swoje okulary przeciwsłoneczne i spojrzał na mnie. Swoją drogą jaki sens widział w noszeniu ich o tej porze?
- Skoro nie śpisz i nie jesteś zmęczona, to może dasz się namówić na mały wypad? Taka nasza mała "tygodnica" Pokażę Ci jak naprawdę spędza się piątkową noc. - zaproponował. W głowie od razu pojawiły mi się wspomnienia ostatniej imprezy. Wszystkie te wydarzenia były takie świeże, choć z drugiej strony minęło już tyle czasu...
- Tak zazwyczaj wyrywasz dziewczynę z domu? Stając pod jej oknem i stawiając w zasadzie prze faktem dokonanym? Bardzo.. hmm, oryginalne. - odpowiedziałam. Zaśmiał się na te słowa.
- Ja przynajmniej jestem oryginalny. To jak, idziesz? - spytał. Po krótkiej chwili namysłu zdecydowałam.
- Za pięć minut przed domem. - rzuciłam, po czym zamknęłam okno i przebrałam się z piżamy w leżące na fotelu czarne rurki i luźną koszulkę. Upewniwszy się, że Luke śpi, wyszłam z domu i zamknęłam drzwi kluczem, po czym odwróciłam się w kierunku ulicy. Przed domem stało białe Audi. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- A więc dzisiaj stawiasz na mocne w zakrętach.**

**************************************************************

*upić się (gwara roztoczańska, jako że ja też jestem z Roztocza ^^)
** Odniesienie do opisów z 10 rozdziału

Trochę spóźniony, ale jest w ramach prezentu na dzień dziecka. Mam nadzieję, że nie wyszedł najgorzej, choć jest to wielce prawdopodobne, bo nie miałam na niego większego pomysłu. Dajcie znać co sądzicie :)
Pojawiła się zakładka "Mój drugi blog". Zaczęłam pisać drugą historię na Wattpadzie. I żeby nie było niedomówień, to nie jest tak, że teraz pisanie tutaj zarzucam lub skupiam się na nim mniej. Tam rozdziały są bardzo krótkie. Mam na nie pomysł i wcielam go w życie, a napisanie tam rozdziału zajmuje mi jakieś 10 minut, w przeciwieństwie do tych, które piszę po kilka godzin. Opowiadanie nazywa się "Sen nocy mrocznej", jest już dodany prolog i dwa rozdziały, oczywiście każdego bardzo zapraszam :)
Ze mnie na dziś to chyba tyle. Do następnego <3

3 komentarze:

  1. Helloł!!! <3 Jakby nie patrzeć to w tym "okienku" nie było mnie dość dawno, ale z ręką na sercu mogę powiedzieć, że każdy rozdział czytałam na bieżąco... Po prostu nie mam pomysłów na sensowny komentarz... Postaram się wypunktować wszystko co według mnie było tu najważniejsze i najfajniejsze, ale co mi z tego wyjdzie to jeszcze nie wiem... No więc:
    1) Fakt, który powtarzam Ci od początku naszej znajomości czyli Twoje opisy są CUDOWNE, WSPANIAŁE, NIEZIEMSKIE i jeszcze kilka innych przymiotników, które w tym momencie wyleciały mi z głowy!!! Ja je po prostu uwielbiam i byłabym w stanie oddać wszystko, żeby móc pisać tak dobrze jak Ty! <3
    2) Ashton! <3 Kochany Ashton... Jak zwykle sprawił, że na mojej twarzy przez dłuższą chwilę widniał uśmiech, a nawet we wnętrzu mojego pokoju rozległ się niepohamowany śmiech.... :D Co w dzisiejszym dniu było czymś niemożliwym gdyż leżę w łóżku i czuję się masakrycznie z powodu przeziębienia... No, ale to jest akurat mało ważne...
    3) Niall *.* Najpierw ten szok z powodu tego, że pojawia się nagle w tej samej szkole co Liv i bez żadnego wyjaśnienia przemyka przez cały korytarz posyłając dziewczynie tylko jeden uśmiech... Później zaciesz ponieważ zrobił niespodziankę prześlicznej blondyneczce i przyjechał pod jej dom... A teraz... chęć dowiedzenia się co on wymyślił!!! Dlaczego skończyłaś w takim momencie :'(
    Chcę żebyś wiedziała, że z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy! Do następnego! Pozdrawiam! <3 AAA no i weny :** ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ok . fajowo. teraz bede musiała czekać jak wszyscy inni czytelnicy tak? co. jejeeeejjuu
    nie ważne

    jesteś już zabita chyba siedem razy ale teraz to cię morduję kuźwa gołymi rękoma dziewczyno. dlaczego ty tak zajebiście piszesz te opisyyyy!? normalnie czytam sobie ten początek i pluję sobie w brodę że nie umiem tak świetnie pisać. ;o zabiłaś i mnie i siebie. wielkie dziennkii xd

    jak nie wiem no po prostu nie wiem jaaaaak!?

    Nialllllllllllllllll jejuniu jaki on słodki :D po raz kolejny się bede tak podniecac nim bo o boze *O*
    dajta mi takiego helou
    i Ashton nie no serio potrzebuję kogos takiego. dlaczego nie mam ulubionego drzewa?! nawet nie ma najmniejszego prawdopodobienstwa ze ja takiego chłopaczka poznam nooo ._.
    ludzie jak żyć?! no JAK?
    czekam z utęsknieniem na kolejny rozdział, życzę dużo weny i czasu na pisanie, powodzenia w szkole z tymi wszytkimi lekcjami nauczycielami i innymi niepotrzebnymi rzeczami ktore na nas spadają :C
    Kocham Cie Adka i niech moc będzie z tobą <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo Cię najserdeczniej przepraszam za moje nieogarnięcie i niekomentowanie tak długo. Koniec roku, a chyba wiesz, jak to jest.

    Nie ważne.

    Rozdział interesujący. Inny niż piszesz zwykle. Nie wiem dlaczego, ale mam takie wrażenie.

    Ashton DŻENTELMEN :D już to sobie wyobrażam

    "Po nazwisku to po pysku" te jego teksty <333

    Gwara roztoczańska - I feel you girl :D

    Przepraszam za krótki komentarz, czas mnie goni. Potwornie.

    Świetny rozdział i czekam na kolejny!

    Pozdrawiam


    ~Mint Candy

    california-runaway-ff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń